Informacje

  • Wszystkie kilometry: 32747.13 km
  • Km w terenie: 3204.40 km (9.79%)
  • Czas na rowerze: 64d 10h 06m
  • Prędkość średnia: 21.18 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tuannika.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 19 sierpnia 2014 | Uczestnicy

Wtorek MTB

Widok na Liwocz                                                                                    Panorama Liwocza w tle

SKŁAD
Paweł, Mirek, Dawid, Krzysiek


W liczbach
Wyjazd 9:15 DOM
Dystans 70,91 km
Czas trwania 4h:25m:30s
Śr. prędkość 16 km/h
Przewyższeń ok 1386
Powrót 16:00



Ślad trasy na endomondo w linku poniżej

https://www.endomondo.com/workouts/393652103/41215...

Wczoraj późnym popołudniem dzięki pomocy Dawida udało się odebrać rower z serwisu Bieniasz Bike, w którym miałem poprawiany gwint na suporcie. Rower w domu więc można jechać na kolejny Wtorek MTB, nie wiedziałem jeszcze jak liczna będzie dzisiaj ekipa, ale zapowiadał się wtorek z przygodami i różnymi atrakcjami. Rankiem jeszcze Dawid pomajstrował przy swoim rumaku i mogliśmy jechać na miejsce spotkania "9:30 sklep Antoniego" ul.Tuchowska. Jak było ustalone tak i zostało wykonane, niedługo musieliśmy czekać na Kolosa który jak sam wspominał był 15 sekund przed czasem, chwilę oglądaliśmy wystawę sklepową z nadzieją że ktoś do nas dołączy, niestety na nadziei się skończyło. Ledwo ruszyliśmy Mirek dostawał tajemnicze telefony, po zakończonej rozmowie usłyszałem Paweł jedzie z nami, ok będzie do pary pomyślałem. Dawid popędził pod gazy koło obwodnicy i gdy wszyscy dojechaliśmy zaczęliśmy czekać na Pawła. Po kilku chwilach Mirkowi wpadł do głowy rewelacyjny pomysł, że Paweł mógł odbić na basen i tam nas dogoni, ja pojechałem jeszcze zerknąć na Tuchowską, a pozostali rozpoczęli podjazd szuterkiem na Świętą Górę. Długo ich nie widziałem jednak gdy już mi się wyłonili zza zakrętu mogłem zwolnić tempa, tuż przed nami był już Paweł i wspólnie dotarliśmy prawie na szczyt.

                                                                                      Bufet na Świniej Górzej

Następnie trasą przez las do Łękawicy, jeśli dobrze pamiętam jest to trasa Rajdu Sokołów z zeszłej jesieni. Następnie podjazd asfaltowy na Trzemesną i tam skręt w lewo na fajny odcinek terenowy, ostatnio bardzo często o niego zahaczamy jeżdżąc zarówno na Kokocz jak i na Brzankę. Na podjeździe błotnistym prowadzącym do szutrówki o dziwo nie ma liści, większość nieprzyjemnych elementów została wymyta przez spływającą wodę. Teraz przed nami były dwa szybkie szutrowe zjazdy pokonane płynnie oraz rozdzielający je wymagający podjazd asfaltowy. Po ich pokonaniu rozpoczęliśmy wspinaczkę na Świnią Górę na której zahaczyliśmy o sklep. Po uzupełnieniu zapasów znowu mieliśmy sporo do roboty, nie chodzi tylko o podjazd, ale również rozpoczęła się gra słowna ponieważ Kolos znowu nie zachował się należycie.

                                                                                              Bałagan u Kolosa

Szybko przypomnieliśmy mu że posiada on już żółtą kartę za swoje zachowanie i musi trzymać się na baczności. Z pomrukiwaniem wyrzucił pozostałości do kosza na śmieci. Po zdobyciu szczytu Kolos zdecydował nam pokazać nowy trawiasty podjazd na Kokocz, zawsze fajnie jest poznać nowe warianty zdobywania celu podróży. Najpierw dojazd asfaltami i rozpoczęcie podjazdu, łąka jest, ale ktoś tu kiedyś chodzi, chodził czy chociaż jakiś zwierz przechodził, naglę zaczęło się pod nami zapadać (Przynajmniej pode mną :) ) W tył wzrot i Kolos poprowadził nas na właściwe tory, grunt to jazda ścieżką i od tego momentu oceniam ten podjazd in PLUS.

                                                                                     Cel podróży w oddali

Pod chatką na Kokoczu, zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie, Mirek chciał nam coś udowodnić i wyzbierał śmieci leżące koło budowli i wszystkie wrzucił do kontenera znajdującego się przy drodze głównej. Czas nagli pora ruszać dalej, od tej pory miałem ja prowadzić aż do dotarcia do żółtego szlaku, wczoraj przypominałem sobie trasę z ubiegłego lata którą pokazywał Krzysiek Łuczkowiec, jednak ja chciałem ją pokonać odwrotnie z góry na dół, najpierw skręciliśmy w wyjazd o 10 metrów za wysoko, zjazd do lasu i w lesie był bardzo przyjemny i interesujący, jednak wizja pomyłki i powrotnego wspinania nie była już taka miła. Wróciliśmy do drogi głównej i wjechaliśmy w odpowiedni zjazd, przejechaliśmy fragment i coś mi nie gra, dojechaliśmy do pola koło wieżyczki leśniczego, którą pamiętałem. Tylko nigdzie nie widać zjazd, ścieżki czegokolwiek, patrzę na GPS i jest byliśmy blisko, ale nie spodziewałem się że po zjeździe będziemy musieli troszeczkę się powspinać, następnie 5 metrów przejechałem wjazd na łąkę jadąc z nadzieją że zaraz będzie łagodniejszy wjazd na łąkę, ale las zaczął się na dobre. Zjazd łąką i dojazd do szutrówki, na której pamiętam wspinaliśmy się kiedyś w pełnym słońcu, czekam na resztę i potwierdzam swoją pozycję na Endomondo, i już widzę problemy mamy wjechać w las, a tam nie ma żadnej ścieżki nic tam nie widzę wszystko zarośnięte, widocznie Krzysiek dawno tu nie jeździł. Nagle między krzakami dostrzegam coś w stylu ścieżki, może na grzyby może udeptanej przez zwierzęta, nie myśląc ruszyłem w dół aż do momentu kiedy droga przestała przypominać ścieżkę. Mirek przez chaszcze idzie w górę, chłopaki mówią że znowu się zgubiłem, ja patrzę na Endomondo pozycja jest ok może 10 metrów niżej jechaliśmy rok wcześniej, Mirek dostrzega drogę, po przejechaniu kilku metrów dotarliśmy do odpowiedniego skrzyżowania. Czekał nas zjazd pomiędzy polami a następnie wspinaczka asfaltowa, dotarliśmy do Lubczy.

                                                                                    Kolos segreguje śmieci

Z Lubczy oczywiście wspinaczka do Kowalowej, namawiam jeszcze Pawła na wspólną jazdę, gdy dojedziemy do głównej będzie miał łatwiej trafić do domu. Rozstajemy się na rozjeździe i atakujemy jakiś podjazd zaproponowany przez Mirka. W międzyczasie Dawid rozmawia z Mirkiem o pogodzie :) Wyjeżdżamy na jakiś pagórek i zaczyna okropnie padać chronimy się pod czymś zawieszonym nad nowo budowaną kapliczką przydrożną. Gdy przestało pojechaliśmy dalej szukać przejazdu, na drodze stanął nam dobitny podjazd, krótki lecz stromy. Nic z tego tędy nie pojedziemy, podjechaliśmy pod inną kapliczkę bo znowu waliło grochami. Koniec dywagacji, dziś niestety Brzanki nie zdobędziemy, czas nagli wracamy do domu, oczywiście jak przestanie padać. Zelżyło ruszyliśmy na Ryglice, jednak cisza nie trwała długo, schroniliśmy się pod niebieską narzutą po raz kolejny.

                                                                                       Przesiąkamy na całego

Tym razem nasz postój był o wiele wiele dłuższy. Nasze zadaszenie przestawało spełniać swoje zadanie, w dodatku dokuczał nam chłód i wiatr, jedynie wody nam nie brakowało. Ciągłe huki piorunów przerywały nasze rozmyślania, z południa widać już oznaki przejaśnień więc źle nie jest. Ruszyliśmy w dół i znowu lunęło, tym razem nie było zbytnio gdzie się zatrzymać, więc jechaliśmy dalej. Po drodze mijaliśmy strumienie płynące drogą, fosami transportując po drodze liczne kamienie i ziemię. Udało się jesteśmy w Ryglicach, nie pada ale mijamy straż pożarną ludzie nieopodal rynku są podtopieni. Mirek skoczył do sklepu i ruszyliśmy na Zalasową gdyż z zachodu szła kolejna nawałnica. Szła i nas dogoniła nieopodal krzyżówki w Zalasowej.

                                                                          Na przestanku cisza spokój

Kiedy tylko ulżyło ruszyliśmy na Trzemeską Górkę, z niepokojem oczekując czy tam wpadniemy w błoto u ubrudzimy sobie jeszcze bardziej rowery. Po tylu przygodach w sumie nie straszne nam już błoto, nawet jak oblepi rower, znając nasze szczęście zaraz przyjdzie burza i wszystko wymyje. Tak więc wartko ruszyliśmy na krzyżówkę w Trzemesnej, stamtąd zjazd do Łekawicy i koło kiosku wspinaczka pod szkołę w Zawadzie gdzie się rozstajemy  z Mirkiem i jedziemy odpocząć do domu.


Dzięki wszystkim za wycieczkę. Przepraszam za moje pomyłki, jedynie czym mogę się usprawiedliwić to nieznajomością terenu i chęcią pokazania wam czegoś nowego, niestety przez mało uczęszczane szlaku ciężko było na nie natrafić. Może następnym razem będzie lepiej, szkoda tego deszczu który nam popsuł zabawę jak również rozładowany telefon Kolosa który doprowadził go do niestrawności. DZIĘKI JESZCZE RAZ I DO ZOBACZENIA WKRÓTCE

PS
Tekst powstał pod doszczętną cenzurą Kolosa, pierwowzór dostępny jedynie na PRIWAT

  • DST 70.91km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:25
  • VAVG 16.06km/h
  • VMAX 60.30km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 4831kcal
  • Podjazdy 1386m
  • Sprzęt Specialized Hardrock
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa chorz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl