Informacje

  • Wszystkie kilometry: 32747.13 km
  • Km w terenie: 3204.40 km (9.79%)
  • Czas na rowerze: 64d 10h 06m
  • Prędkość średnia: 21.18 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tuannika.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2014

Dystans całkowity:1558.82 km (w terenie 115.00 km; 7.38%)
Czas w ruchu:67:04
Średnia prędkość:23.24 km/h
Maksymalna prędkość:72.90 km/h
Suma podjazdów:18615 m
Suma kalorii:85366 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:59.95 km i 2h 34m
Więcej statystyk
Czwartek, 7 sierpnia 2014 | Uczestnicy

Wyprawa do Zakopanego 2014

Zakopane 2014


https://www.endomondo.com/workouts/387126260/4121522
Dotarliśmy do celu 400 km było o włos, ale wszystkie włosy mieliśmy mokre, z przygodami przed 1 po północy dotarliśmy do Tarnowa.

W liczbach
Wyjazd 5:10 FotoCzajka
Dystans 389.83 km
Czas trwania 13h:36m:43s
Śr. prędkość 28.6 km/h
Przewyższeń ok 4000
Powrót 0:50 (w piątek)


Profil Trasy
Skład :
Wojciech Jędrzejkowski
Aleksander Brich
Dawid Łabno
Krzysztof Łabno

O tym wydarzeniu można było już usłyszeć od około miesiąca, kiedy to powstał pomysł na dłuższą wyprawę szosową. Czym bliżej czwartku atmosfera wokół wycieczki gęstniała. Niepokojące doniesienia pogodowe pogarszały nam humory, ale jak to mówią nadzieja umiera ostatnia. Przygotowania były pełną parą, oszczędzanie sił na kilka dni przed wyjazdem, sprawdzanie stanu technicznego pojazdu i zaopatrzenie się w używki i pożywienie na drogę. Organizatorem przedsięwzięcia był Olek zawodnik Oshee BikeBrothers Team, był pomysłodawcą trasy, głównym meteorologiem w Tarnowie, dopasował on termin odpowiadający większości czyli brak startów w maratonach. Tak się złożyło że dzień wyjazdu pokrył się z VI Etapem Tour de Pologne 2014 startującym 7 sierpnia z Zakopanego. Jednym z celów był udział w starcie peletonu, na który bardzo chcieliśmy zdążyć.
 

Olek z Dawidem na podjeździe przed Krynicą

Środa dzień poprzedzający wyjazd był bardzo pracowity wśród kolarzy, niektórzy zmieniali ogumienie, inni zakładali błotniki, część myła maszyny a jeszcze inni robili zdjęcia. Planowany start to 5:00 z Tarnowa, dlatego trzeba było wcześniej pójść spać, aby być gotowym na mega wielki wysiłek. Pobudka 3:45, obudziłem Dawida, aby zacząć przygotowania, pakowanie kieszonek, dobieranie ubioru, Dawid mnie przekonał do krótkiego rękawka bez zabezpieczenia na wypadek deszczu. 4:45 zwarci i gotowi ruszamy do Miasta, najpierw do Tarnowca, następnie na północ na ulicy Juliana Tuwima spotykamy Wojtka i wspólnie jedziemy po Olka, zatrzymujemy się pod Świtem, a konkretnie pod zakładem fotograficznym FotoCzajka.


Początek zmagań

Pan kierownik przyjechał z 5 minutowym opóźnieniem według jednego zegarka, krótka rozmowa, sprawy organizacyjne, aby nie powtórzyła się sytuacja spod Rożnowa, gdzie przez brak doświadczenia jazdy w grupie położyłem na asfalcie 2 kolegów (Olka i Bartka). Tak więc w 4 osobowym peletonie ruszyliśmy na Tuchów, przed nami blisko 400 kilometrów więc tempo musi być umiarkowanie spokojne równe, bez szarpania i nadmiernego wysiłku. Obawiałem się tego dystansu bo nikt z nas nie zrobił jeszcze w życiu jednego dnia więcej niż 250 kilometrów, każdy miał pewne obawy, ale w rezultacie wszystko się udało. Podjazd pod Piotrkowice dał mi w kość, pomyślałem sobie "Jak ja to przeżyje skoro już na 10 kilometrze jestem zmęczony :( " Ogólna zasada była jasna, częste zmiany co 15 minut lub około 5 kilometrów. Jedziemy dalej pogoda nas nie rozpieszcza, niebo zachmurzone, gęsta mgła w dolinach utrudnia jazdę, okulary parują zachodzą osadem, ale trzeba jechać. Czym była by wyprawa rowerowa bez defektów, awarii czy też innych przygód utrudniających jazdę. Tak i było tym razem, nieopodal Tuchowa w miejscowości Siedliska Dawid zaobserwował pierwszy defekt, a mianowicie tylne koło Olka zaczęło nienaturalnie wachlować, po zatrzymaniu okazało się że pękła mu szprycha w tylnym kole. Cóż za pech, na samym początku taka awaria aż strach myśleć co będzie dalej. Wymuszona przerwa na wyciagnięcie szprychy naprostowanie koła oraz ogólne dywagacje. Koło względnie proste z drobnym ubytkiem masy, ale da się jechać, w końcu Olek lubi wylajtowane części :) Parę kilometrów dalej, kolejna przygoda, chłopaki z przodu zasygnalizowali chęć zatrzymania, więc zacząłem zwalniać, a jadący za mną Wojtek mając ręce na lemonce  nie zdążył zareagować i niestety zaliczył szlifa po asfalcie. Na szczęście lub nieszczęście skończyło się na stłuczeniu tylnej części tułowia, wypadnięciu jabłka z kieszonki oraz przerysowaniu znaku Specjalized pod kierownicą. Po spuszczeniu płynów z organizmu ruszyliśmy dalej.


W oczekiwaniu na otwarcie rogatek

Kolejny przymusowy postój był już bardzo daleko bo aż za Zborowicami, gdzie napotkaliśmy zamknięty szlaban kolejowy. Czas na odpoczynek dla siedzenia, o tak ważne przyrządy należy dbać. W atmosferze nadal unosi się mgła, a my pędzimy w zwartym szeregu według ustaleń, zmieniając się na czele kolumny. Raz słabsze, raz mocniejsze zmiany, najważniejsze aby była rotacja na przedzie. Uważnie i zgodnie z przepisami drogowymi przemierzaliśmy kolejne kilometry w kierunku południowej granicy. Gdy przejechaliśmy Florynkę, wiedziałem co nas zaraz czeka, wspinaczka pod krzyżówkę przed Krynicą, w takiej sytuacji szybka decyzja żel do ust, wcześniej na płaskie dawkowałem batony i wodę, ale na to wyzwanie przygotowałem specjalną broń. Podjazd rozpoczęty, średnia do tej pory względnie dobra ponad 30 km/h wstydu nie przynosi. Na podjeździe wiadomo Olek z Dawidem przodowali i z nudów zaczęli się bawić komórkami nagrywać filmy i robić zdjęcia, gdy ja z Wojtkiem walczyliśmy ze wzniesieniem.

https://www.youtube.com/watch?v=9mtYbW6Lhv8&list=U...
.
W rezultacie nie było aż tak źle, podjazd długi lecz w trakcie podjazdu wydawał się względnie łatwy i nie wymagający. Jeszcze większe było moje zdziwienie gdy nagle się skończył i zobaczyłem po prawej stronie w dolinie drogę do Krynicy z Nowego Sącza. Przed zjazdem co niektórzy musieli co nieco upuścić, szykował się zjazd ale wiadomość dla Mirka i Staszka nie było to powietrze w oponach :) Dawid u siebie zdiagnozował luz w suporcie, który jak się okazało zaczął się odkręcać. Zła prognoza przed kolejnymi kilometrami które na nas czekały.


Redaktor naczelny Ola

W sposób prowizoryczny Dawid zabrał się za dokręcanie, coś pomogło i plan był jasny pasuje poszukać sklepu, serwisu lub czegoś związanego z rowerami. Na zjeździe do Krynicy siadłem na czele, dobry ze mnie przecinak na takich zjazdach. Niestety w  Krynicy znaleźliśmy jeden zamknięty sklep, drugi otwierają za godzinę, ale Pani już nam otworzyła, cóż z tego jak osprzęt który posiada odbiega od przyjętych trendów. Było parę minut po godzinie 8 więc tragedii nie ma.

Dawid kręci przy rowerze 

Nasz pobyt w Krynicy delikatnie się przedłużył, w niezwykłym zakłopotaniu udaliśmy się do Muszyny w poszukiwaniu kompetentnego serwisu rowerowego. Kilka minut i byliśmy na miejscu, sklepu jak nie było tak nie ma, czym bliżej granicy tym biedniejsze wyposażenie rowerowe. Rozmowy, rozmyślania i posiłki aż naglę zapadła decyzja, Dawid stwierdził że jak już tu dojechał to dalej też się uda i ruszyliśmy w kierunku południowej granicy.

Postój na ul. Kraszewskiego w Krynicy

Zapomniałem już jak wyglądają tereny za południe od Krynicy, uważałem że tam już jest raczej płasko, a tu przede mną odkrywają się niepozorne podjazdy, kierownik Aleksander sprawdza obecność na podjeździe, legitymuje każdego na podstawie posiadanego dowodu osobistego, nr albumu się zgadzają więc możemy przekraczać granicę.

Vitajte na Slovenskom

Początkowo trasa przebiegała nadal bezproblemowo, na ulicach rzesze Rumunów, bo na Słowaków oni mi nie wyglądali :D Ale cóż zrobić to też ludzie tak jak i my. A my jedziemy dalej, tutaj miła niespodzianka asfalty przeważnie szersze i delikatniejsze niż w naszej ojczyźnie. Ale zdarzają się też remonty, natknęliśmy się przynajmniej na 3 postoje spowodowane sygnalizacją świetlną przy robotach drogowych. Strasznie mają długie okresy oczekiwania pomiędzy kolejnymi przejazdami. Od razu rzuciła mi się jedna rzecz w oczy, na Słowacji nie odkryli sygnalizacji świetlnej w miasteczkach. W sumie nie przejeżdżaliśmy przez jakieś milionowe metropolie, ale świateł nie uświadczyliśmy.

No to czekamy na zielone

Czas leci, kilometry przemijają a my nadal nie robiliśmy bufetu :D Każdemu powoli kończą się zapasy, a droga przed nami jeszcze długa, tak więc po dojeździe do Stará Ľubovňa zarządziliśmy postój, trzeba zaznaczyć że był to około 140 kilometr naszej podróży. Przed nami jeszcze 68 kilometrów do celu i około 3 godziny do startu Tour de Pologne 2014 z Zakopanego. Musieliśmy spróbować Słowackiego bufetu żeby porównać który lepszy. Doświadczeni dystansem, głodni jazdy i bogaci w kalorie ruszyliśmy przed siebie. Teren ewidentnie się zmienił, do tej pory było raczej płaskato, delikatne wzniesienia i ogólnie równinnie, teren na którym można było kręcić niezłe prędkości. Jak mnie Olek poinformował, wiatr kręcił niesamowicie, raz na zmianie z wiatrem było blisko 40 żeby za chwilę pod wiatr prędkość spadła do 33, więc nawet na płaskim ciężko o równą jazdę.

Bufet w Stará Ľubovňa

Od Stará Ľubovňa teren zaczynał się fałdować, jazda zaczęła się interwałowa, zjazd podjazd zjazd podjazd, hopki krótkie i delikatne ale dające w kość. Gdy dojeżdżaliśmy do SPIŠSKÁ BELÁ widać było już ubytki w siłach, szczególnie Wojtka i mnie dopadał kryzys, utrzymanie dalej tak intensywnego tempa to było dla nas za dużo. Delikatnie zatem zwolniliśmy tempa aby się nie zajechać zbyt wcześnie. O dziwo po przekroczeniu granicy do tego momentu pogoda była zachwycająco dobra, miejscami przebijało się słońce, temperatura bardzo przyjemna aż chciało się jechać. Czym bliżej Zakopanego tym ciężej, gęściejsze chmury, momentami nawet zaczynało delikatnie kropić.

W oddali Tatry

Na trasie widać po rejestracjach wielu Polaków podróżuje po Słowacji, dostrzega się nieliczne grona rowerzystów, przemierzających trasy przyległe do naszej. Zaskoczyła nas na trasie obecność kolarza z okolic Gromnika (Golanka), dogoniliśmy go na trasie podróżował w kierunku na Alpy a znany jest pod Nickiem "Krasu". Pod Tarnowem ciężko jest nam na siebie wpaść, ale na Słowacji to żaden problem. Po wjeździe do Parku Narodowego, zaczęły się delikatne Leśne podjazdy, przejazdy przez górskie wioski i krajobrazy które nas otaczały były niestety zaćmione przez mgły.

Panorama ze wzniesienia przed Łysą Polaną

Na 30 kilometrów przed Zakopanem, dojechaliśmy na plac widokowy i popadliśmy w zakłopotanie, Dawid z Olkiem chcą zdążyć na start TdP ja chętnie bym też się tam zjawił ale wiem że nie mam tyle siły co oni. Wojtek decyduje się na jazdę swoim tempem do Zakopca bo za nami powoli już nie nadąża. No to do Zobaczenia pod Wielką Krokwią. Ruszyliśmy do walki z czasem, 30 kilometrów 1 godzina w górach ? Mission Impossible ? My tego nie zrobimy ? My? Jedziemy, wiem że będzie ciężko dlatego decyduję się na drugiego żela wspomagającego moja wydolność, po chwili podjazdu cóż za ulga długi zjazd, zostałem wezwany na czub aby dać z siebie wszystko na zjeździe, prędkość ponad 70 km/h na kolarzach Pro Touru nie robi wrażenia, ale nam nie codziennie przychodzi z taką prędkością pędzić po drogach w zwartym szyku. To co stało się później przerosło moje najśmielsze oczekiwania, w drodze zakłopotania i pomieszania faktów skręciłem w złą drogę, będąc przekonanym że jadę dobrze, zamiast skręcić na Łysa Polanę odbiłem na Jurgów. Przejście graniczne było, lecz inne niż na Łysej Polanie, dojeżdżamy do remontu drogi na Brzeg, spróbujemy się przebić tamtędy, zdobywamy informację że do Zakopanego 18 kilometrów a czasu coraz mniej. Uwierzcie mi obecny tam podjazd do najłatwiejszych nie należy, Olek zmierzył tam 14 procent, jego długość mnie przynajmniej sprowadziła na ziemię i gdy tylko zobaczyłem zbawienny sklep, nie zawahałem się skorzystać z takiej okazji. Uzupełniłem bidony i ruszyłem się wspinać za Olkiem i Dawidem, wiedziałem że ich już przed Zakopanem nie spotkam. Po dojechaniu na szczyt, czekał mnie drobny zjazd i kolejna hopka która doprowadziła mnie do skrzyżowania, w dół i na górę. Nie zastanawiając się ani chwili skręciłem w dół, mam trochę już dość jazdy pod górę. Dojeżdżam do słynnego ronda w Bukowinie Tatrzańskiej, gdy dzwoni Olek, okazało się że on skręcił do góry i wspina się gdzieś w kierunku Murzasichle lub Łysej Polany i pyta gdzie my jesteśmy. Z Dawidem chwilo kontaktu nie miałem więc ustaliliśmy że spotkamy się w Zakopanym, Olek górami, Wojtek zapewne atakuje Łysa Polanę, Dawid chwilowo niezlokalizowany a ja będę zjeżdżał do Poronina, wiem dalej ale łagodniej. Zdziwiają mnie braki korków na Zakopiance którą pokonuję bezproblemowo, wjeżdżam do miasta i jadę intuicyjnie pod skocznię. Naglę widzę korek dojeżdżam do skrzyżowania, a Policja pakuje się właśnie do radiowozu i odjeżdża, ludzie na chodniku do mnie wołają
"tamtędy peleton pojechał, przed chwilą jeszcze ich Pan może dogonić"
Fajnie tylko ja chcę na skocznię, ale Panie na rowerze ciężko po skoczni jeździć.


Autokar zespołu Giant Shimano

Przyjechali z lewej więc tam muszę się udać, dojeżdżam pod skocznię, nie wiedzę znajomych twarzy, jadę na start też nikogo w oczy rzuciła mi się tylko Paulina Chylewska z TVP 1 :D Dzwonię po Olka, on jest kilometr od skoczni, no to ja też będę zmierzał w tamtym kierunku bo Dawid już podobno na nas czeka. Tak też było Dawid w towarzystwie Olka, Wojtek już tez na miejscu tak więc wszyscy w komplecie. Jedziemy się posilić do Pizzerii którą zaplanował Olek, niestety teraz tam są Steki Burgery i inne cuda. Błądzimy szukamy, na Krupówkach wpadamy na Barka Ogiele z Tuchowa, on dziś kręcił się po Bukowinie i przyległych górkach, zrobiło się swojsko i sympatycznie. Wszystko wszystkim ale powoli zaczyna grzmieć nam w brzuchach, spotykamy jeszcze Kacpra Romanowskiego pod Pizzeria Adamo, kiedy ruszaliśmy do Poronina szukać Pizzerii, udało się złożyliśmy zamówienie i pozostaje czekać na wypełnienie żołądków. No cóż my tu gadu gadu, a 17 zbliża się nieubłagalnie. Wojtek nie czekał aż skończymy jeść, znając swój stan kondycyjny zdecydował się wyruszyć wcześniej na Bukowinę Tatrzańską, abyśmy nie musieli na niego czekać, po kilku minutach i wizycie w sklepie, również zaczęliśmy się wspinać na to wzniesienie. Czym wyżej tym bardziej ciemno, tuż przed rondem jak lunęło tak byliśmy mokrzy, szybko schowaliśmy się pod parasol ogrodowy towarzyszący jednej restauracji, zabezpieczyliśmy nasz dobytek i decyzja szybka jedziemy w dół, bo ta ulewa tutaj dopiero przyszła z górki ja wyprzedzimy. Szalony, ale trafiony pomysł, na tych cienkich oponach zjeżdża się katastrofalnie, na drodze kilka cm wody a ty jedziesz na slikach, auta za tobą, rowery przed tobą, hamulców prawie nie ma, okulary zalane wodą, w pewnym momencie jakby lżej dokładało z góry, aż w końcu dojechaliśmy do suchego asfaltu, bez oglądania się za siebie pędzimy do przodu. Kierujemy się na Nową Białą i Łopuszną aby przedostać się do Knurowa i rozpocząć podjazd na Ochotnicę Górną. Już po zjeździe z Bukowiny wiedzieliśmy co nas tam czeka, ciemne chmury burzowe nie miały końca, rozpościelały się od zachodu do wschodu nad pasmem wzniesień.



Na razie nie pada tylko grzmi, tak więc ruszamy na szczyt, mniej więcej w połowie podjazdu tylko zaszumiało i znowu woda na drodze, nie ma schronienia trzeba jechać, po chwili okulary zaparowane, widzę tylko cienie Olka i Dawida zastrzyk energii odczuwalny, trzeba trzymać ich tempo, strzela piorunami po okolicy a my wspólnie dawaj do góry. Po przejechaniu punktu widokowego na zjeździe trzeba było ściągnąć okulary by cokolwiek widzieć, jakby tego nie było mało na zjeździe zaczął nam towarzyszyć grad. W tej sytuacji zdecydowaliśmy się na postój  w napotkanym przestanku autobusowym. Zmoczeni, zmarznięci czekaliśmy tam wydaje mi się ponad godzinę, rozmawiając i rozmyślając jakie słoneczko świeci w Tarnowie, a jakie będzie w Zakopanem w poniedziałek. Wojtek przyjechał chwilę za nami, ubrał się lepiej i ruszył dalej z nadzieją złapania pociągu do Tarnowa, umówiliśmy się że jak dojedzie do miejsca gdzie nie pada to do nas zadzwoni :d I nie zadzwonił do dnia dzisiejszego. Wiadomość z Tarnowa, burza :D uf to jesteśmy w domu :d . Kilka minut po 19 zelżyło więc ruszyliśmy w drogę do Nowego Sącza, jak się potem okazało dorwaliśmy chmurę burzową i ten dystans około 70 kilometrów przejechaliśmy w deszczu. Jazda w deszczu cud, miód, malina, deszczem wali po oczach, po nogach, po rowerze :( Pędzimy tak grubo ponad 30 na godzinę, wpadamy do Nowego Sącza i musimy zwolnić, już zmierzcha i widać sygnały świetlne Straży Pożarnej i Policji, coś się dzieje, gapiów naliczyć się nie da, podjeżdżamy bliżej, wszystko jasne, drobne rzeczki występują z koryt, trwa oczekiwanie na najgorsze. Zmoknięci odwiedzamy Biedronkę a następnie przenosimy się na stację Orlen.


Oshee koło lodówki Oshee

Po wjeździe do Sącza zauważyłem defekt przedniej lampki, od nadmiaru wody zaczęła mieć zwarcie i nie świeciła, próbowałem temu zaradzić, lecz raz działała raz nie. Dlatego też w drodze powrotnej Olek z Dawidem mieli mnie holować w swoim świetle, na stacji Olek ładował Garmina, i razem piliśmy gorące napoje, aby choć odrobinę rozgrzać się przed kolejną tułaczką w deszczu. Po kilku minutach dojechał Wojtek którego mijaliśmy przed Saczem, lecz nie załapał się do pociągu. Będzie kontynuował jazdę przez Łososinę do Wojnicza, a my odbijemy na Grudek-Zakliczyn. Na nasze szczęście tuż przed godziną 22 opady ustały, spakowaliśmy się i ruszyliśmy dalej, wyjazd z Sącza sprawnie i szybko, skręt w Wielogłowach na Grudek i rozpoczynamy wspinaczkę, przecinaki z przodu chcą się ścigać na podjeździe z zaznaczeniem że jak będę chciał światło pod koła to po prostu do nich podjadę :) Co jakiś czas w lewym kolanie zaczyna coś dziać się nie tak, chłopaki przekonują że to taki podjazd jak pod Rychwałd tylko trochę inny. W końcu się udało, lampka odpaliła, ale znowu zgasła. Coś zatrybiło i działa, uff całe szczęście, jadę swoje, krótki postój na szczycie na batony, piękne gwieździste niebo nam towarzyszy, deszcz ustał, aż chce się jechać dalej. Zjeżdżamy przez Paleśnicę do Zakliczyna, Olkowi brakuje wody, a na stacji benzynowej przerwa techniczna, oj 30 minut czekać nie będziemy, za 20 minut wybije północ. Olek zaniepokojony wróci po północy do domu i w dodatku zalany. Żeby tylko przez to żadnych kłopotów nie było :) No i stało się przed Zakliczynem padła mi bateria w telefonie, a więc ślad na Endomondo zostanie dolepiony. Już czuć w nogach dystans i zmęczenie niby się jedzie, ale od tylu godzin się siedzi w siodle, że organizm czego innego nie potrafi robić niż pedałowanie  :D  Dotoczyliśmy się przez Dąbrówkę Szczepanowską do Tarnowca, gdzie po chwili rozstaliśmy się i Pan kierownik udał się do Tarnowa, a ja z Dawidem rozpoczęliśmy podjazd pod świętą górę. Wycieczka zaliczona do udanych, szkoda że nie udało się zobaczyć startu Tour de Pologne, jak również dobić do 400 kilometrów, prawda jest jednak taka że to czego dokonaliśmy jest czymś wyjątkowym. Nikt z nas nigdy nie pokonał bariery 250 kilometrów, a co dopiero 389 w górach, na uznanie zasługuje fakt wykręcenia bardzo dobrej średniej prędkości jak na amatorów w takim terenie i na takim dystansie. Podejrzewam że warunki w jakich przyszło nam pokonywać kolejne kilometry niejednego twardziela by zmusiły do kapitulacji, ja osobiście miałem chwile słabości i miałem już zdezerterować, jednak szybko mi ten pomysł wybito z głowy.

Na zakończenie chciałbym się pochwalić wystąpienie w Telewizji Polskiej TVP 1, mniej więcej gdy byliśmy w Krynicy na antenie leciał reportaż z dnia wcześniejszego, a mianowicie dotyczący startu Tour de Pologne w Tarnowie gdzie udzielałem wywiadu, oraz obecnej w Polsce Majkomani. Oprócz wystąpienia w TVP wspólnie z Maćkiem Wiszniewskim udzielaliśmy również wywiadu dla Radia Kraków, osoby na rowerach obecne na starcie w Tarnowie wzbudzały spore zainteresowanie nie tylko publiczności. Mój występ od 8 minuty filmu, ale warto obejrzeć również całość.(link poniżej)

Czy w Polsce możliwa jest Majkomania ?



Wojciech

Decydując się na ten wyjazd liczyłem się z faktem, iż będzie to szybka jazda, dlatego założyłem sobie, że pojadę z Wami najpierw do Krynicy potem do Zakopanego itd. zobaczę dokąd dam radę. Kiedy na 180 km miałem średnią ponad 30 to wiedziałem że będzie bolało w momencie kiedy do końca jest jeszcze drugie tyle. Ale o to chodziło, ten wyjazd miał być sprawdzeniem możliwości, bo nigdy wcześniej w taki sposób nie pokonywałem dłuższych dystansów. Niestety chęci jedno a organizm drugie, i już po Bukowinie Tatrzańskiej bolały mnie ścięgna przy prawym kolanie. A po przełęczy Knurowskiej, burzy, i postoju w Nowym Sączu ból okazał się tak duży, że pozostawała tak naprawdę jazda jedną nogą. Tak więc powrót z Sącza był ciekawą, "długą" walką ze sobą :D

Wyjazd oceniam bardzo pozytywnie, fajna ekipa przez co pierwsze 200km zleciało nie wiadomo kiedy :D, udało się pokonać kolejne granice (nie chodzi mi o Słowacką :P), zdobyć nowe doświadczenia (np. nie jeździć z lemondką na kole;)), poznać swoje możliwości.

Raz jeszcze dzięki za towarzystwo na trasie i do zobaczenia gdzieś na drodze :)



Aleksander

Pomysł na wycieczkę do Zakopanego zrodził się już w 2010 roku jednak dopiero za sprawą Leszka, który odgrzał stary kotlet na ForumRowerum plan sprzed lat został zrealizowany. Jak się spodziewałem chętni byli bracia Łabno oraz ku mojemu zaskoczeniu dołączył do nas Wojtek. Sama jazda szła sprawnie (średnia prędkość 28,5km/h z czego pierwsze 200km ze średnią 30km/h), liczyłem na wcześniejszy powrót jednak straciliśmy sporo czasu na awarie oraz oczekiwanie na zmniejszenie się intensywności opadów. Wyjazd uważam za udany, największym plusem jak się okazało w drugiej części trasy był montaż w przeddzień wyjazdu błotników do szosy, żałować można tylko braku widoczności na Tatry po słowackiej części trasy.



Dawid

Wycieczka z racji swojego dystansu była bardziej wyzwaniem niż wycieczką. Mimo niepewnej pogody wyruszyliśmy, ja na góralu z cienkimi oponami- ale to nie przeszkadzało- no może z wyjątkiem zjazdów gdzie brakowało przełożeń- ale tych było niewiele. Sama trasa dla mnie zleciała nadspodziewanie lekko- byłem przygotowany na cierpienie już od 200 km a to mozna powiedzieć nie nastąpiło. Głupia sprawa wyszła z tym wjazdem do Zakopanego ale nie zrozumieliśmy się po prostu. Dobrze że w Zakopanem zobaczyłem chociaż autobus Tinkoff Saxo. Droga powrotna to po prostu nieporozumienie prognoz, ale są tacy co lubią takie warunki. Mój licznik na pewno nie- deszcz zalał go zupełnie, a co ciekawe tylna lampka po tylu km w deszczu bez klosza nawet nie zaszwankowała. Zaszwankował natomiast sam rower- ponad 300km przejechałem bez gwintu w mufie suportu mając spory luz na korbie- straciliśmy przez to masę czasu- aż olaliśmy sprawe. Ogólnie wyjazd bardzo na plus, było trochę niedociągnięć i nie dobiliśmy do 400km ale za to jest motywacja to poprawy za rok bo myślę że też będzie okazja jechać :)

Cała ekipa w komplecie



Dzięki za wspólną jazdę. Swoje zdjęcia wrzucałem w trakcie relacji jak również wplatałem w zdania swoje refleksję. Pragnąłbym podziękować Olkowi za zorganizowanie takiego wyjazdu. Dawidowi za zaopatrywanie mnie w batony i nie tylko. Wojtka chciałbym przeprosić jeszcze raz za przewrotkę. Wszystkim życzyć udanych wypraw rowerowych i podziękować za mile spędzony wspólny czas. Pozdrawiam do zobaczenia na trasie.

POZDROWER 


  • DST 389.83km
  • Czas 13:36
  • VAVG 28.66km/h
  • VMAX 72.90km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 20000kcal
  • Podjazdy 4000m
  • Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 6 sierpnia 2014 | Uczestnicy

TdP Tarnów 2014


Decyzja była ciężka żeby ruszyć się z domu w taką pogodę. Ale w końcu TdP nie zdarza się co tydzień. Rok temu musiałem siedzieć w pracy, tym razem mogłem pojechać. Przesyłka przekazana przy okazji. Na starcie mimo takiej pogody wiele znajomych twarzy, lecz tylko kilka z nich na dwóch kółkach. Z Maćkiem byliśmy w centrum uwagi i nie mogliśmy się opędzić od reporterów którzy się ustawiali w kolejce. Ciekawe jaki materiał z tego skleją :D Będzie trzeba posłuchać Radia Kraków dziś po 16 oraz TVP oglądać jutro o 8 rano. Powrót przez Marcinkę teraz pora na suszenie :D



https://www.endomondo.com/workouts/386023545/4121522
  • DST 20.06km
  • Czas 01:05
  • VAVG 18.52km/h
  • VMAX 50.40km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 985kcal
  • Podjazdy 291m
  • Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 5 sierpnia 2014

Wtorek (Podwieczorek) MTB



Mimo mgły wyjechałem na Wtorek MTB pod sklep Antoniego, niestety nikogo tam nie zastałem, jadąc pod Marcinkę z nastawieniem że znowu zdobędę Brzankę sam, zaczął kropić deszcz i zjechałem do domu. Sam moczył się nie będę, wolę wieczorem coś pokręcić.

https://www.endomondo.com/workouts/385359050/41215...


Jak też chciał tak i zrobiłem. Jako że na Wtorek MTB nikt nie przybył, a deszczyk mnie przegonił, wybrałem się na Podwieczorek MTB. Na starcie 5 osób (Krysia, Marcin, Staszek, Dawid i JA), wybraliśmy się w teren, gdzie spaliłem klocki, były podjazdy, zjazdy, błoto i asfalt brakowało jedynie palącego słońca. Dzięki za jazdę. Do następnego. Jutro widzimy się na Tour de Pologne. A w czwartek trzymacie za nas kciuki !!!


https://www.endomondo.com/workouts/385766384/4121522
  • DST 74.26km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:38
  • VAVG 20.44km/h
  • VMAX 59.40km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 3959kcal
  • Podjazdy 1081m
  • Sprzęt Specialized Hardrock
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Tutaj i Tamtam

Po Weekendzie


https://www.endomondo.com/workouts/384626100/41215...


Powrót

https://www.endomondo.com/workouts/384957453/4121522
  • DST 20.84km
  • Czas 00:46
  • VAVG 27.18km/h
  • VMAX 58.50km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 1150kcal
  • Podjazdy 175m
  • Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 sierpnia 2014

Tu i TAM

TAM

https://www.endomondo.com/workouts/383783343/41215...

SPOWROTEM

https://www.endomondo.com/workouts/383783368/41215...



  • DST 21.73km
  • Czas 00:49
  • VAVG 26.61km/h
  • VMAX 60.30km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 1157kcal
  • Podjazdy 153m
  • Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 1 sierpnia 2014

Otostopem

Nic specjalnego.


https://www.endomondo.com/workouts/383236577/4121522
  • DST 22.22km
  • Czas 00:47
  • VAVG 28.37km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 300kcal
  • Podjazdy 130m
  • Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl