Informacje

  • Wszystkie kilometry: 32747.13 km
  • Km w terenie: 3204.40 km (9.79%)
  • Czas na rowerze: 64d 10h 06m
  • Prędkość średnia: 21.18 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tuannika.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 27 lipca 2014 | Uczestnicy

Wojnicz 2014




Maraton Cyklokarpaty Wojnicz 2014



Dystans GIGA około 75 kilometrów,
przewyższeń około 1500 metrów,
czas przejazdu 5:11:02,
Miejsce 9 w Kategorii M2;
Miejsce 27 w Kategorii GOpen.


Zaraz po starcie

Godzina 11:00 pora na start dystansów GIGA oraz MEGA. Start według założeń miał być ostry, aby jak najszybciej zredukować straty do 2 sektora, tak więc po uliczkach Wojnicza złapałem się w pociąg i z minimalnym ubytkiem sił przechodziłem kolejne pozycje.



Celem był złoty kask Marcina, któremu chciałem siąść na kole. Niestety rzeczywistość okazała się inna, gdy Marcina miałem tak na 50 metrów zaczął się podjazd pod Panieńską Górę, większość jechała środkiem optymalną ścieżką, też tak czyniłem jechaliśmy gęsiego jeden za drugim równym tempem, naglę wyprzedził mnie Pan Adam oraz Filip. W takim razie siadam na koło Pana Adama i tak tasowaliśmy się przez pewien czas.



Aż do rozjazdu Hobby/MEGA gdy osłabłem po podjeździe, odjechał mi na 10 metrów. Później delikatna formacja przez las, wyjazd na łąkę i zjazd po grząskie błoto, które próbowałem przejechać i zatkałem sobie napęd, zaczął zaciągać i złapałem chwilę zwątpienia, pod górę byłem zmuszony pchać rower, napęd przeczyściłem nasmarowałem łańcuch i zacząłem jechać po chwili było już lepiej. Zjazd mokrymi rynienkami w dół, szczerze nie przepadam za takimi zjazdami, jazda w błocie gdzie od opon są rowki i nie trudno z nich wypaść i wpaść w poślizg, na szczęście te formacje udało się przejechać płynnie i bez żadnych przygód. To co mnie czekało później przerosło mnie niesamowicie. Jeżdżę sporo, co prawda rekreacyjnie ale nie sądziłem że podjazd pod zamek w Melsztynie i następujące po nim leśne podjazdy tak mnie wykończą.


Łąka na początku trasy

Pierwszy podjazd pod Melsztyn jeszcze w dobrym tempie i w siodle. Początek podjazdu terenowego pod zamek zdecydowałem się prowadzić, w między czasie zorientowałem się że jedziemy wspólnie z Pawłem, a następnie wspólnie pchamy :) Następnie był krótki epilog asfaltowy i ciekawa ścieżka przez kamienisto błotny wąwóz. W Karpaczu czy innych technicznych Maratonach to pewnie norma, ale w Wojniczu to był jeden z ciekawszych fragmentów który mi się niesamowicie podobał. Po jego przejechaniu czekała mnie niebotyczna przeprawa przez leśne podjazdy które sądziłem że nigdy się nie skończą, złapaliśmy z Pawłem BOMBE i dotarcie na szczyt to już nie lada sukces. W lesie przychodziły mi do głowy różne pomysł nawet z opcją zjazdu z trasy, Paweł mówi że jedzie Mega ale mi współczuje jazdy GIGA w takim stanie. Gdy teren przeszedł w łagodniejsze stoki, odzyskałem wigor w nogach, szutrowe formację w słońcu mi nie przeszkadzały i mogłem spokojnie kręcić swoim tempem. Na kole siadła mi jakaś dziewczyna z zespołu Essentia (chyba jakaś Joanna), po płaskim holowała się za mną a tuż przed bufetem na podjeździe odjechała mi na kilka metrów. Nareszcie bufet, kolejne uzupełnianie bidonów, jeden nawet nie chciał się odkręcić, dopiero we 2 osoby udało nam się go odblokować :D Raz kozie śmierć, jadę na druga pętlę, ileż razy się robiło powyżej 100 kilometrów, a tutaj tylko 75 więc w czym rzecz? Z przodu żywej duszy, z tyłu żywej duszy, to na spokojnie. Teren już znany więc jest łatwiej, wiem gdzie się czegoś mogę spodziewać. Mega błotną przeprawę pokonałem obok roweru, ochroniłem napęd przed nadmiarem błota. Dlatego powoli bo powoli ale mogłem jechać do góry. Zjazd rynienkami już odrobinę szybciej, na bufecie kolejne uzupełnienie płynów, krótka rozmowa z miejscowymi oraz prysznic i jedziemy dalej. Ach Melsztyn przede mną myślę, raz mnie już ta góra pokonała teraz ja ją pokonam, dotarłem na szczyt, za mną nadal nikogo nie ma, przede mną nikogo być nie może. Cały czas kontroluję czas podróży, jedna wielka porażka, założenie było trochę inne, przynajmniej 30 minut wcześniej powinienem być w tym miejscu. Ale cóż sama walka na trasie to już wielki sukces, ostatni bufet uzupełnione bidony, to jedziemy do mety. Teren już łagodny można go zwinnie i szybko pokonywać, udało się nawet kilka samochodów wyprzedzić (strasznie wolno jeżdżą po kamieniach), nagle wypadam z zakrętu pod górę patrzę kolarz !!!! Skąd on się tutaj wziął? ABB Team morduje się pod górę, ja zmęczony przeszedłem koło niego jak po płaskim, później sprawdzałem on kończył Mega, ale do mety jeszcze z 10 kilometrów. Przejechałem z 3 kilometry, asfalty szutry płaskie etapy za skrzyżowaniem Marcin czekał z dodatkowym bufetem, ten gość to ma zapał do tej roboty, całą imprezę sam planował, tyczył trasę jechał wyścig i jeszcze za bufet robi. SZACUN!!!! BRAWOO !!!! ZŁOTY CZŁOWIEK !!!!!! Ostatni podjazd przede mną i zjazd 6 kilometrów do mety. Robi się chłodniej, ruszył się wiatr, spadają pierwsze krople wody, naglę solidna ulewa, do mety coraz bliżej jedziemy po pierogi :) Dojazd do mety asfaltami na mecie czekają rodzice i Dawid który sam sobie przejechał pętlę HOBBY po zawodach. Burza która przyszła miała dla mnie zbawienne skutki, ochłodzenie mnie pobudziło i zmęczenie chwilowo odeszło na drugi plan, przecież jestem na mecie. Czas gorszy niż zakładałem, miejsce też gorsze, ale satysfakcja z ukończenia jest.



https://www.endomondo.com/workouts/380253519/41215...

Po zakończonym Maratonie, byłem zmęczony i załamany. Litry wypitej wody, polewanie się nią, wspomaganie żelami i litry wylanego potu. Na szczęście na ostatnich kilometrach przyszła burza i mnie solidnie ochłodziła i przyszedłem do siebie. Po umyciu roweru i rozmowach ze znajomymi udaliśmy się z Dawidem na rynek do sklepu. Szybki powrót i czas na dekorację. Gratulację dla medalistów !!! Dodatkowe gratulację dla wszystkich którzy ukończyli wyścig.

Po zakończeniu imprezy udaliśmy się z Dawidem rowerami do domu. Z ciekawszych wspomnień z powrotu była horda dzikich psów spacerujących po chodniku, nie były to małe pimpki tylko sporych rozmiarów wilczuro podobne ssaki.


Pan Adam

Home Sweet Home. Dotarliśmy na miejsce nadal zastanawiałem się co poszło nie tak. Może to siedziało w głowie może za bardzo chciałem, brak doświadczenia też dało o sobie znak. Pierwsze koty za płoty, po to się jeździ aby zbierać doświadczenie i wyciągać z tego odpowiednie wnioski. Uczymy się całe życie, następnym razem będzie lepiej.

https://www.endomondo.com/workouts/380257233/41215...
  • DST 89.08km
  • Teren 45.00km
  • Czas 05:55
  • VAVG 15.06km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 5400kcal
  • Podjazdy 1675m
  • Sprzęt Specialized Hardrock
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Gratuluje.Podobaja mi sie ludzie ktorzy ida na calosc.Odcieciem, slabym czasem czy czyms takim sie nie przejmuj.Z kazdym kolejnym maratonem bedzie lepiej.
Pozdrawiam
Jacek
Gość - 11:50 środa, 30 lipca 2014 | linkuj
Dokładnie zgadzam się z Izą :)
Krzyś nos do góry i zbieraj siły na kolejny maraton :) najbliższy w Komańczy niestety sprawdzałam prognozę pogody i tam też przypali słoneczko 30 stopni ma być :)
gość - 06:49 wtorek, 29 lipca 2014 | linkuj
Tak to prawda, brak doświadczenia, ale jeździ się po to żeby go nabierać. Powolutku i będzie coraz lepiej. Starałem się regularnie pić i jeść tak co 40 minut według porad Olka. Mścił się raczej jeszcze nie będę, choć może podejmę rękawice.
Tuannika
- 15:37 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj
Co poszło nie tak ?
Najprawdopodobniej zabił Cię upał i brak doświadczenia.
Bo przeciez mocy u Ciebie cała masa.
Na takim wyścigu (upał) trzeba bardzo regularnie pić, polewać się wodą (jeden bidon izo, drugi woda) .
a na każdym wyścigu trzeba pamietać o regularnym jedzeniu.
Ja zwykle jem co 10 km.
nie wtedy kiedy czuję, ze zaczynam się robić głodna. Wtedy jest za późno.
Na swoim pierwszym maratonie w Krakowie (70 km mega) zapłaciłam podobne frycowe.
Gnałam jak głupia przez pół wyścigu, nie jadłam, nie piłam.
Wiadomo jak to się skończyło..
Skoro psychicznie czujesz się trochę pognębiony to po prostu trzeba pomścić ten Wojnicz.
Jest blisko Wierchomla, jest Piwniczna (maratony).
Mimo wszystko powinieneś się czuć usatysfakcjonowany, że dotarłeś do mety. Nie sztuką jest do niej dotrzeć jak jest wszystko ok. Jak jest fajna pogoda, a nogi podają. Sztuką jest dotrzeć przy niekorzystnej pogodzie, walcząc z własnym organizmem. Tobie się udało.
lemuriza1972
- 15:20 poniedziałek, 28 lipca 2014 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa wygas
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl