Wtorek, 12 sierpnia 2014
Wtorek MTB
12.08.2014
Nie wiem który to już w tym roku Wtorek MTB, Kolos wrócił z zaplanowanych wakacji, więc mogłem mu przekazać pałeczkę, mam nadzieję że podczas jego nieobecności godnie go zastępowałem, a jak nie to wymyśli kiedyś na mnie jakąś kolejną szyderę. Wtorek zapowiadał się niezwykle ciekawie, pogoda miała być sprzyjająca jeździe i tak też było ciepło i przyjemnie, jedynie przez chwilę postraszyło deszczem ale tylko z tego powodu by później zagrzało nas piękne słoneczko. Swoją obecność zapowiedziało 2 nowe osoby, które jeszcze nie brały udziału we Wtorkach MTB, Mirkowi aż ślinka ciekła żeby przygotować na tą okazję coś specjalnego.
Peleton w drodze do Ryglic
SKŁAD
Kasia, Krysia, Albert, Mirek, Staszek, Krzysiek
Jak już wskazuje tradycja, wszędzie na około. Wyjechałem koło 9:30 pojechałem na Krakowską do bankomatu, następnie odwiedziłem Marcina w zakładzie FotoCzajka, po krótkiej rozmowie udałem się na miejsce spotkania, w drodze zadzwonił Dawid iż Kasia z Albertem spóźnią się 10 minut więc szybko skorzystałem z okazji i skoczyłem do sklepu po zapas batonów. Wyjeżdżając ze sklepu zaobserwowałem rowery na przejeździe kolejowym więc zaczekałem i wspólnie dotarliśmy na miejsce spotkania pod sklep Antoniego. Gdzie czekał już Mirek z Krysią, w trasie dołączył do nas jeszcze Staszek, ale o tym później.
W liczbach
Wyjazd 9:30 DOM
Dystans 100,37km
Czas trwania 5h:41m:53s
Śr. prędkość 17.6 km/h
Przewyższeń ok 1500
Powrót 17:00
Ślad trasy na endomondo w linku poniżej
https://www.endomondo.com/workouts/389745354/41215...
Czas nagli pasuje ruszać w trasę, najpierw ul. Tuchowską do podjazdu szutrowego koło gazowni. Wjeżdżając na szuter rozpoczęliśmy podjazd pod Świętą Górę (zwaną Marcinką). Podjazd każdy pokonywał w swoim tempie, na szczycie zameldowałem się wspólnie z Kasią, tuż za nami dojechała reszta peletonu. Podczas wyjazdu, rozmyślaliśmy z Mirkiem co dziś wykombinować, bo w lasach może być wilgotno, wstępne decyzje zapadły, jedziemy na Łękawkę asfaltami i później szutrem koło pętli autobusowej w Łękawicy. Tym sposobem dostaliśmy się na krzyżówkę w Trzemesnej, już na tym odcinku zauważyliśmy że nie będzie łatwo na drodze mimo szutru były spore ilości błota.
Mirek na zjeździe
Zjazd z krzyżówki nie obył się bez przygód, Kasia z Albertem jadąc z przodu nie skręcili na ścieżkę, tylko pojechali asfaltem wprost na Zalasową, musiałem ich ostro gonić gdyż nie słuchali naszych wołać. Kiedy już udało mi się sprowadzić ich na właściwe ścieżki, krótki przeskok przez powalone drzewo, zjazd przez las i już jesteśmy w komplecie. Zjazd asfaltem na singielek Kolosa, jak widać nowi członkowie Wtorków MTB go nie znało. Zjazd przejechany płynnie i bez przygód, może nie licząc poparzenia przez pokrzywy. Udaliśmy się następnie na podjazd szutrowy do Lasu Tuchowskiego, w trakcie wspinaczki Mirek odebrał telefon od Staszka który uporczywie stara się nas dogonić, zrobiliśmy więc pętelkę w terenie i akurat podczas rozpoczynania drugiej na horyzoncie pojawił się Stanisław, takim sposobem mieliśmy w ekipie drugiego Sokoła. Teraz to już czekał nas delikatny zjazd drogą leśną do Uniszowej, gdzie musieliśmy się przeprawić przez delikatne błoto, na którym coś się podziało z moim napędem, przeczyściłem posprawdzałem powinno być ok, ale coś mi nie gra. Przymuszony postój, niektórzy piją, inni jedzą, ogólnie Pit Stop z rozmowami, kiedy nagle doszło do sytuacji bulwersującej, która nie powinna się wydarzyć na Wtorku MTB. Jest nam wstyd za Kolosa7, który będąc w stanie podwyższonej adrenaliny, bez wahania wyrzucił chusteczkę higieniczną prosto w pobliską łąkę, na szczęście na posterunku była Krysia i upomniała Mirka za jego haniebny czyn. Niestety prośby całego peletony nie przyniosły oczekiwanych efektów, Mirek jedynie czego się bał to aby ta sytuacja nie dotarła do Izy. Stąd się zwracam do Izy wpłyń na Mirka bo się okazuje że tylko ty jesteś w stanie mu wybić takie pomysły z głowy.
Staszek prowadzi peleton na zjeździe
Od Uniszowej czekał nas bardzo nudny przejazd asfaltami, wolę szosą jechać w kierunku na Zakopane :) W Ryglicach zaliczyliśmy postój w sklepie i ruszyliśmy na wschodnie fałdki czyli Kowalowa - Jodłowa. Bardzo miła niespodzianka po jednym z podjazdów, skręcając w boczną drogę Kolos oparł się o Papierówkę, z domu wyszła Pani która zaproponowała abyśmy się poczęstowali jabłkami, darmowy postój i posiłek dlaczego by nie :)
Papierowy postój
Po drodze jeszcze udało się minąć szereg koni jadących w przeciwnym kierunku, specjalistą nie jestem więc jak to się nazywa to nie wiem, może galopowali, ale to chyba trzeba by było szybciej. Jechali w przeciwnym kierunku, tak najkrócej potrafię. Nadal asfalt asfalt, aż dziwne nudzą mnie płaskie asfalty, oczekiwałem już podjazdu, na którym zawsze zamulam, ale cóż z tego chociaż jakiś w końcu wysiłek. Jest, Jodłowa skręt do góry na Wisową, no to czeka nas wspinaczka, z przodu od początku Kasia narzuciła wysokie tempo, przez co strasznie szarpał nam się peleton, chwilowo jechałem na czubie z Kasia i Staszkiem, później zawróciłem zobaczyć co słychać u Krysi i Mirka którzy jechali dobre kilka metrów z tyłu, dalej z tyłu wspinał się Albert dla którego to był już kolejny podjazd, który ostro dał mu w kość, w końcu musiał cały dzień za nami gonić :) Po kilku minutach, pozostawiłem Krysię i Mirka pędząc pod górę za uciekinierami udało się ich złapać dosłownie kilka metrów przed skrzyżowaniem na szczycie :D Postój oczekujemy na ostatnich, kilka zdjęć, drobny posiłek i jedziemy dalej.
Miejscowość Wisowa, uważałem że jest w połowie drogi między Liwoczem a Brzanką, a więc jedziemy na Brzankę :) niektórzy by rzekli " W KOŃCU !!! " początkowo zjazd asfaltowy, później lekko pod górkę i wjazd w teren. Kilka metrów i znowu zgrzyt, coś pomajstrowałem i dało się jechać. Mijamy gościa grzebiącego przy Quadzie który później nas wyprzedził. Trasa mija przyjemnie i delikatnie, rzuca nami na boki, ostatnie opady deszczu zrobiły swoje i jest wiele kamieni, wymytych koryt itp. Kto był kiedykolwiek w terenie ten wie co się tam święci. Peleton zaczynał nam się coraz bardziej wyciągać na króciutkich dystansach. Po kilku kilometrach kolejny przymuszony postój na drodze pojawiają się kolejne przeszkody BORÓWKI :D
Intensywny trening pleców
Gdy każdy już uzupełnił zapasy mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Przed nami kolejne błota, kamienie, kałuże oraz młaki. Nie potrafię dokładnie opisywać co się działo w lesie i w którym momencie, wiem że na jednym z podjazdów zauważyłem że Mirkowi ucieka powietrze z tylnego koła i pluje na wszystkie strony mleczkiem. Powiedział że musi to rozjeździć, przy czym później pod Bacówką wyraził zdziwienie że ma mało powietrza i sądził że sobie żartowałem. Po dojeździe do drogi główniej Ryglice - Żurowa doszło do kuriozalnej sytuacji zgubiliśmy Alberta, został na dwój hopkach i nie widział nas więc pojechał żółtym szlakiem, my czekając na niego przy wjeździe na Ostry Kamień, zastanawialiśmy się dlaczego go tak długo nie ma, na całe nieszczęście, gdy do niego dzwoniłem padł mu telefon, powiedział mi że jest na żółtym szlaku więc ok tylko dlaczego go tak długo nie ma. Zjadłem batona i ruszyłem wstecz, terenem a Krysia ze Staszkiem Asfaltem. Przejechałem cały fragment do asfaltu i go nie ma. Dojeżdżając do krzyżówki widzę rowerzystkę wspinającą się w moim kierunku, po rozmowie okazało się że Artur motywuje Alberta do wyjazdu na szczyt. Peleton zaczął podjazd na Brzankę od Ostrego Kamienia a ja nadal pozostałem porozmawiać z szosowcami. Jednak my tu gadu gadu a oni się wspinają beze mnie, pędzę za nimi, po kilku minutach dogoniłem ich w połowie drogi, towarzyszyłem Albertowi do Bacówki a pozostali pojechali tam w swoim tempie z przodu.
Zbiorowe zdjęcie pod bacówką
Po dotarciu na Bacówkę uzupełnienie bidonów, baton, piwo co kto woli i narada. Mirkowi uciekło powietrze, :D Sokole oko widziało i powiedziało, chce jak najszybciej dostać się do ciepłego domciu. Z Albertem i Staszkiem się żegnamy i mkniemy na Burzyn, na zjeździe fajnie warunki można było puścić wodze fantazji i na luzie zjeżdżać puki kamienie pod kołem. Jedynymi przeszkodami były piaszczyste młaki na przejazdach. Gdy przejeżdżaliśmy przez Burzyn dogonił nas Staszek, wspólnie przemknęliśmy przez Tuchów drogą główną na Tarnów, jednak za Karwodrzą skręciliśmy w lewo w kierunku na Piotrkowice-Buchcice, zjechaliśmy pod stacje PKP i wzdłuż torów i rzeki przemierzaliśmy dolinkę żwawym tempem w pociągu zaprzęgowym. Następnie zmieniliśmy brzeg rzeki i tak do Kłokowiej, gdzie pożegnaliśmy Krysię i ruszyliśmy przez Świebodzin do Tarnowca przez trawiaste dukty. W tym miejscu co niektórzy, palcem wskazywał nie będę zaliczyli wizytę w polu kukurydzy. Z ekipą dojechałem do obwodnicy gdzie to skręciłem na moją ukochaną górkę, kolejny podjazd pod Marcinkę i już jestem w domu. Umyłem się i zabrałem się za pisanie relacji.
Wtorek MTB udany i zaliczony, Bacówka na 66 kilometrze jeśli dobrze zanotowałem, terenu było sporo, choć mogło być więcej. Tempo nie powalało, ale nie było tragedii najważniejsza jest dobra zabawa i wspólny wyjazd w teren.
POZDROWER DO NASTĘPNEGO
Nie wiem który to już w tym roku Wtorek MTB, Kolos wrócił z zaplanowanych wakacji, więc mogłem mu przekazać pałeczkę, mam nadzieję że podczas jego nieobecności godnie go zastępowałem, a jak nie to wymyśli kiedyś na mnie jakąś kolejną szyderę. Wtorek zapowiadał się niezwykle ciekawie, pogoda miała być sprzyjająca jeździe i tak też było ciepło i przyjemnie, jedynie przez chwilę postraszyło deszczem ale tylko z tego powodu by później zagrzało nas piękne słoneczko. Swoją obecność zapowiedziało 2 nowe osoby, które jeszcze nie brały udziału we Wtorkach MTB, Mirkowi aż ślinka ciekła żeby przygotować na tą okazję coś specjalnego.
Peleton w drodze do Ryglic
SKŁAD
Kasia, Krysia, Albert, Mirek, Staszek, Krzysiek
Jak już wskazuje tradycja, wszędzie na około. Wyjechałem koło 9:30 pojechałem na Krakowską do bankomatu, następnie odwiedziłem Marcina w zakładzie FotoCzajka, po krótkiej rozmowie udałem się na miejsce spotkania, w drodze zadzwonił Dawid iż Kasia z Albertem spóźnią się 10 minut więc szybko skorzystałem z okazji i skoczyłem do sklepu po zapas batonów. Wyjeżdżając ze sklepu zaobserwowałem rowery na przejeździe kolejowym więc zaczekałem i wspólnie dotarliśmy na miejsce spotkania pod sklep Antoniego. Gdzie czekał już Mirek z Krysią, w trasie dołączył do nas jeszcze Staszek, ale o tym później.
W liczbach
Wyjazd 9:30 DOM
Dystans 100,37km
Czas trwania 5h:41m:53s
Śr. prędkość 17.6 km/h
Przewyższeń ok 1500
Powrót 17:00
Ślad trasy na endomondo w linku poniżej
https://www.endomondo.com/workouts/389745354/41215...
Czas nagli pasuje ruszać w trasę, najpierw ul. Tuchowską do podjazdu szutrowego koło gazowni. Wjeżdżając na szuter rozpoczęliśmy podjazd pod Świętą Górę (zwaną Marcinką). Podjazd każdy pokonywał w swoim tempie, na szczycie zameldowałem się wspólnie z Kasią, tuż za nami dojechała reszta peletonu. Podczas wyjazdu, rozmyślaliśmy z Mirkiem co dziś wykombinować, bo w lasach może być wilgotno, wstępne decyzje zapadły, jedziemy na Łękawkę asfaltami i później szutrem koło pętli autobusowej w Łękawicy. Tym sposobem dostaliśmy się na krzyżówkę w Trzemesnej, już na tym odcinku zauważyliśmy że nie będzie łatwo na drodze mimo szutru były spore ilości błota.
Mirek na zjeździe
Zjazd z krzyżówki nie obył się bez przygód, Kasia z Albertem jadąc z przodu nie skręcili na ścieżkę, tylko pojechali asfaltem wprost na Zalasową, musiałem ich ostro gonić gdyż nie słuchali naszych wołać. Kiedy już udało mi się sprowadzić ich na właściwe ścieżki, krótki przeskok przez powalone drzewo, zjazd przez las i już jesteśmy w komplecie. Zjazd asfaltem na singielek Kolosa, jak widać nowi członkowie Wtorków MTB go nie znało. Zjazd przejechany płynnie i bez przygód, może nie licząc poparzenia przez pokrzywy. Udaliśmy się następnie na podjazd szutrowy do Lasu Tuchowskiego, w trakcie wspinaczki Mirek odebrał telefon od Staszka który uporczywie stara się nas dogonić, zrobiliśmy więc pętelkę w terenie i akurat podczas rozpoczynania drugiej na horyzoncie pojawił się Stanisław, takim sposobem mieliśmy w ekipie drugiego Sokoła. Teraz to już czekał nas delikatny zjazd drogą leśną do Uniszowej, gdzie musieliśmy się przeprawić przez delikatne błoto, na którym coś się podziało z moim napędem, przeczyściłem posprawdzałem powinno być ok, ale coś mi nie gra. Przymuszony postój, niektórzy piją, inni jedzą, ogólnie Pit Stop z rozmowami, kiedy nagle doszło do sytuacji bulwersującej, która nie powinna się wydarzyć na Wtorku MTB. Jest nam wstyd za Kolosa7, który będąc w stanie podwyższonej adrenaliny, bez wahania wyrzucił chusteczkę higieniczną prosto w pobliską łąkę, na szczęście na posterunku była Krysia i upomniała Mirka za jego haniebny czyn. Niestety prośby całego peletony nie przyniosły oczekiwanych efektów, Mirek jedynie czego się bał to aby ta sytuacja nie dotarła do Izy. Stąd się zwracam do Izy wpłyń na Mirka bo się okazuje że tylko ty jesteś w stanie mu wybić takie pomysły z głowy.
Staszek prowadzi peleton na zjeździe
Od Uniszowej czekał nas bardzo nudny przejazd asfaltami, wolę szosą jechać w kierunku na Zakopane :) W Ryglicach zaliczyliśmy postój w sklepie i ruszyliśmy na wschodnie fałdki czyli Kowalowa - Jodłowa. Bardzo miła niespodzianka po jednym z podjazdów, skręcając w boczną drogę Kolos oparł się o Papierówkę, z domu wyszła Pani która zaproponowała abyśmy się poczęstowali jabłkami, darmowy postój i posiłek dlaczego by nie :)
Papierowy postój
Po drodze jeszcze udało się minąć szereg koni jadących w przeciwnym kierunku, specjalistą nie jestem więc jak to się nazywa to nie wiem, może galopowali, ale to chyba trzeba by było szybciej. Jechali w przeciwnym kierunku, tak najkrócej potrafię. Nadal asfalt asfalt, aż dziwne nudzą mnie płaskie asfalty, oczekiwałem już podjazdu, na którym zawsze zamulam, ale cóż z tego chociaż jakiś w końcu wysiłek. Jest, Jodłowa skręt do góry na Wisową, no to czeka nas wspinaczka, z przodu od początku Kasia narzuciła wysokie tempo, przez co strasznie szarpał nam się peleton, chwilowo jechałem na czubie z Kasia i Staszkiem, później zawróciłem zobaczyć co słychać u Krysi i Mirka którzy jechali dobre kilka metrów z tyłu, dalej z tyłu wspinał się Albert dla którego to był już kolejny podjazd, który ostro dał mu w kość, w końcu musiał cały dzień za nami gonić :) Po kilku minutach, pozostawiłem Krysię i Mirka pędząc pod górę za uciekinierami udało się ich złapać dosłownie kilka metrów przed skrzyżowaniem na szczycie :D Postój oczekujemy na ostatnich, kilka zdjęć, drobny posiłek i jedziemy dalej.
Miejscowość Wisowa, uważałem że jest w połowie drogi między Liwoczem a Brzanką, a więc jedziemy na Brzankę :) niektórzy by rzekli " W KOŃCU !!! " początkowo zjazd asfaltowy, później lekko pod górkę i wjazd w teren. Kilka metrów i znowu zgrzyt, coś pomajstrowałem i dało się jechać. Mijamy gościa grzebiącego przy Quadzie który później nas wyprzedził. Trasa mija przyjemnie i delikatnie, rzuca nami na boki, ostatnie opady deszczu zrobiły swoje i jest wiele kamieni, wymytych koryt itp. Kto był kiedykolwiek w terenie ten wie co się tam święci. Peleton zaczynał nam się coraz bardziej wyciągać na króciutkich dystansach. Po kilku kilometrach kolejny przymuszony postój na drodze pojawiają się kolejne przeszkody BORÓWKI :D
Intensywny trening pleców
Gdy każdy już uzupełnił zapasy mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Przed nami kolejne błota, kamienie, kałuże oraz młaki. Nie potrafię dokładnie opisywać co się działo w lesie i w którym momencie, wiem że na jednym z podjazdów zauważyłem że Mirkowi ucieka powietrze z tylnego koła i pluje na wszystkie strony mleczkiem. Powiedział że musi to rozjeździć, przy czym później pod Bacówką wyraził zdziwienie że ma mało powietrza i sądził że sobie żartowałem. Po dojeździe do drogi główniej Ryglice - Żurowa doszło do kuriozalnej sytuacji zgubiliśmy Alberta, został na dwój hopkach i nie widział nas więc pojechał żółtym szlakiem, my czekając na niego przy wjeździe na Ostry Kamień, zastanawialiśmy się dlaczego go tak długo nie ma, na całe nieszczęście, gdy do niego dzwoniłem padł mu telefon, powiedział mi że jest na żółtym szlaku więc ok tylko dlaczego go tak długo nie ma. Zjadłem batona i ruszyłem wstecz, terenem a Krysia ze Staszkiem Asfaltem. Przejechałem cały fragment do asfaltu i go nie ma. Dojeżdżając do krzyżówki widzę rowerzystkę wspinającą się w moim kierunku, po rozmowie okazało się że Artur motywuje Alberta do wyjazdu na szczyt. Peleton zaczął podjazd na Brzankę od Ostrego Kamienia a ja nadal pozostałem porozmawiać z szosowcami. Jednak my tu gadu gadu a oni się wspinają beze mnie, pędzę za nimi, po kilku minutach dogoniłem ich w połowie drogi, towarzyszyłem Albertowi do Bacówki a pozostali pojechali tam w swoim tempie z przodu.
Zbiorowe zdjęcie pod bacówką
Po dotarciu na Bacówkę uzupełnienie bidonów, baton, piwo co kto woli i narada. Mirkowi uciekło powietrze, :D Sokole oko widziało i powiedziało, chce jak najszybciej dostać się do ciepłego domciu. Z Albertem i Staszkiem się żegnamy i mkniemy na Burzyn, na zjeździe fajnie warunki można było puścić wodze fantazji i na luzie zjeżdżać puki kamienie pod kołem. Jedynymi przeszkodami były piaszczyste młaki na przejazdach. Gdy przejeżdżaliśmy przez Burzyn dogonił nas Staszek, wspólnie przemknęliśmy przez Tuchów drogą główną na Tarnów, jednak za Karwodrzą skręciliśmy w lewo w kierunku na Piotrkowice-Buchcice, zjechaliśmy pod stacje PKP i wzdłuż torów i rzeki przemierzaliśmy dolinkę żwawym tempem w pociągu zaprzęgowym. Następnie zmieniliśmy brzeg rzeki i tak do Kłokowiej, gdzie pożegnaliśmy Krysię i ruszyliśmy przez Świebodzin do Tarnowca przez trawiaste dukty. W tym miejscu co niektórzy, palcem wskazywał nie będę zaliczyli wizytę w polu kukurydzy. Z ekipą dojechałem do obwodnicy gdzie to skręciłem na moją ukochaną górkę, kolejny podjazd pod Marcinkę i już jestem w domu. Umyłem się i zabrałem się za pisanie relacji.
Wtorek MTB udany i zaliczony, Bacówka na 66 kilometrze jeśli dobrze zanotowałem, terenu było sporo, choć mogło być więcej. Tempo nie powalało, ale nie było tragedii najważniejsza jest dobra zabawa i wspólny wyjazd w teren.
POZDROWER DO NASTĘPNEGO
- DST 100.37km
- Teren 35.00km
- Czas 05:41
- VAVG 17.66km/h
- VMAX 61.20km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 6198kcal
- Podjazdy 1505m
- Sprzęt Specialized Hardrock
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Kolos-Rozbójnik. Dobre.
No, ale czuję się zawiedziona ...
Kolos zdecydowanie ma minus...
Ja jednak ufam, że teraz już nigdy niczego takiego nie zrobi. Gość - 07:27 sobota, 16 sierpnia 2014 | linkuj
No, ale czuję się zawiedziona ...
Kolos zdecydowanie ma minus...
Ja jednak ufam, że teraz już nigdy niczego takiego nie zrobi. Gość - 07:27 sobota, 16 sierpnia 2014 | linkuj
Nie ma żartów ;)
Jazda z przygodami widzę, ale tak zwykle bywa w większej grupie :) Przynajmniej wesoło :) piotrkol - 21:23 wtorek, 12 sierpnia 2014 | linkuj
Jazda z przygodami widzę, ale tak zwykle bywa w większej grupie :) Przynajmniej wesoło :) piotrkol - 21:23 wtorek, 12 sierpnia 2014 | linkuj
No....
I czego ja tu się dowiaduje?
Chciałoby się rzecz: I Ty Brutusie przeciwko mnie?
Kolos dostaje żółtą kartkę. Zdecydowanie TAK.
I proszę go pilnować na następnym WTORKU MTB:) lemuriza1972 - 21:15 wtorek, 12 sierpnia 2014 | linkuj
Komentuj
I czego ja tu się dowiaduje?
Chciałoby się rzecz: I Ty Brutusie przeciwko mnie?
Kolos dostaje żółtą kartkę. Zdecydowanie TAK.
I proszę go pilnować na następnym WTORKU MTB:) lemuriza1972 - 21:15 wtorek, 12 sierpnia 2014 | linkuj