Informacje

  • Wszystkie kilometry: 32747.13 km
  • Km w terenie: 3204.40 km (9.79%)
  • Czas na rowerze: 64d 10h 06m
  • Prędkość średnia: 21.18 km/h
  • Suma w górę: 296595 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Tuannika.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 2 września 2014 | Uczestnicy

GIGA Wtorek MTB


Dziś dla odmiany napiszę krótką relację z wycieczki. Pogoda z rana była bardzo nieprzewidywalna, znaczne zachmurzenie połączone z przeciętną temperaturą. Nie wiedziałem czego się spodziewać, czy się będzie rozpogadzać czy też zacznie padać. Jaki strój wybrać, na krótko czy zabrać coś na deszcz. Ostatecznie okazuje się że za dużo myślę i pojechałem na krótko co było idealnym wyborem. Dawid jeszcze rano był w mieście i nie wiedziałem czy zdąży się wybrać, ostatecznie odrobinie spóźnieni ale dotarliśmy na miejsce zbiórki.



Skład : Mirek, Łukasz, Dawid, Krzysiek
Dystans : 93,80 kilometrów
Czas : 5 h 47 m 52 s
Średnia wysokość 307.89 m
Najniższy punkt 197.0 m
Najwyższy punkt 525.3 m
Maksymalna różnica 328.29 m
Łączna wysokość podjazdów 2178.7 m
Łączna wysokość zjazdów -2178.2 m
Dystans podjazdów 38.15 km
Dystans po płaskim 17.64 km
Dystans zjazdów 38.94 km

Przebieg trasy
http://app.endomondo.com/workouts/401620479/412152...



Tak więc plan na dziś na życzenie Łukasza ma być terenowo i ekstremalnie, z Mirkiem niemożliwe ale może coś się uda. Plan jest ambitny, przez Kokocz na Brzankę, podobny pomysł ostatnio wybiła nam burza która nas dopadła w Jodłowej, dziś według głównego metopaty kraju z tych chmur deszcz miał nie spłynąć i z takim przekonaniem pokonywaliśmy kolejne kilometry.
Jeszcz chwilowa refrelksja pod sklepem Antoniego i ruszamy w trasę, początkowo delikatnie chodniczkiem pod obwodnice, na czele peletony Mirek mocno nabuzowany bo dawno nie siedział w siodle. Ach będzie się działo, przejeżdżamy pasy i pędzimy na Marcinkę szuterek mija bez najmniejszych problemów, później asfalcik i jesteśmy na Marcince, skręcamy na las Kruk aby dostać się do Trzemesnej. Po drodze jak to zawsze bywa są uśmiechy i pogaduszki bardziej lub mniej rozwinięte. Zjazd w lesie Dawid prowadzi nagle patrzy w tył nie ma reszty a dopiero przejechaliśmy 300 metrów pewnie poszli na grzyby zaczekamy na dole, Pan zbieracz grzybów informuje nas ze na dole jest dziura w drodze :D którą Dawid przejechał bez problemu reszta towarzystwa dla pewności przeprowadziła, co okazało się trudniejsze od samej jazdy. Później dojazdówka do asfaltu trochę szutru, trochę ziemi i błota.
Podjeżdżając w górę odczuwamy że robi się coraz cieplej będzie dziś wspaniała pogoda sobie myślę. Dojechaliśmy do krzyżówki pora na teren, zjazd szutrową drużką przejazd przez rzeczkę i ziemny podjazd trochę po kaminiach pod górę, spodziewałem się że będzie bardziej mokro, a tu miła niespodzianka sucho prawie wszędzie aż się chce jechać dalej. Wszystkim na trasie dopisują humory bo dlaczego by miało być inaczej. Przejeżdżamy asfaltowy łącznik, szuterek i łąkę która prowadzi nas do leśnego podjazdu który też jest przejezdny i suchy, dojeżdżamy nim do szutru łączącego Szynwałd z Trzemesną. Zjeżdżamy nim w dół kierując się właśnie na Szynwałd, tam przy drodze głównej krótki postój w sklepie i ruszamy na wspinaczkę, pierwsza asfaltowa, później krótka szutrowa i w końcu szybki zjazd szutrem po którym nastąpił mostek i zaczynamy się wspinać na Świnią Górę. Na szczycie krótka dyskusja gdzie jedziemy, jak nie wiemy gdzie jechać to za mną :P ( W pizdu do przodu ) Mirek dostrzega że nie jechał tą trasą nigdy, a później mówi że pamięta tą trase po czym stwierdził że nigdy tu jeszcze nie był :D W między czasie jak on błądził między myślali próbowaliśmy zjechać jeden banalny zjazd i uwiecznić to na zdjęciu.



Przed nami znowu zjazd szutrowy i podjazd skrajem lasu do asfaltu takim to sposobem znaleźliśmy się na skrzyżowaniu Zwiernik Zalasowa. Padały naciski z tyłu że jedziemy najkrótszą drogą na Kokocz więc podjechaliśmy go asfaltem, z tyłu słyszę głosy Krzysiek nie hamuj !, mam ich głęboko gdzieś jadę swoim tempem, po chwili wyprzedzają mnie i próbują uciec Mirek z Łukaszem, spoglądam na Dawida on niezainteresowany ściganiem, więc dałem na pedały i zeskoczyłem z asfaltu wyprzedzając ich poboczem, co tam było trawa ziemia czy kamienie nie pamiętam, jadę dalej z przodu i słyszę coś nadjeżdża spoglądam w bok to znowu ON Majka zaczyna atakować, myślę z nim nie wygram 2 miejsce mnie satysfakcjonuje. W takiej oto kolejności dotarliśmy na Kokocz, szczęśliwi iż zdobyliśmy pierwszy szczyt na naszej trasie. Pamiątkowe zdjecia, odzyskanie sił przegląd krajobrazu i ruszamy dalej. Dostałem zastrzeżenie że jedziemy prostym odcinkiem a nie jakimiś chaszczami jak ostatnio.



Dobra no to bawimy się w szosowców i asfaltem w dół, dojeżdżamy do Lubczy, tam za stacją benzynową dajemy w prawo i tam kiedyś znaleziony przez mnie łącznik okazuje się zaogrodzony marnym drutem, ale najwidoczniej ktoś nie życzy sobie tam naszej obecności, wyjście jest jedno :d 10 metrów wcześniej jedzie kolejna droga powinna też doprowadzić na górę. Tak też zrobiliśmy, podjazd i dotarliśmy do asfaltu, którym udając się na południe dostaliśmy się do Kowalowej, kolejna wizyta w sklepie i dobieramy trasę, Mirek poprowadzi nas na pasmo Brzanki nie przez Wisową ale przez Kowalową. Ja nie mam nic przeciwko, uzupełniamy co się da i jadymy, do naszej kapliczki przydrogowej która dała nam schronienie 2 tygodnie temu w czasie ulewnych deszczy, dziś nie była już przykryta, więc mielibyśmy gorzej. Zjeżdżamy w dół asfaltem prędko i to co przeraziło Łukasza spory sporych rozmiarów podjazd, który trwał i trwał przez kilka kilometrów, jechaliśmy i jechali, Dawid zatrzymał się zrobić zdjęcia a my jedziemy dalej, zaraz Dawid już na czubie peletonu, który jest sporo rozciągnięty, dojeżdżam na szczyt w pewnej odległości za Dawidem i łapię oddech.



Za chwilę przyjeżdża Mirek z Łukaszem, ja łapię oddech niezmordowany Mirek rusza dalej w trasę, po chwili wytchnienia rusza za nim Łukasz, Dawid skończył posiłek i też ruszył za nimi ja nie mogłem zostać gorszy i zebrałem się w sobie i rozpocząłem podjazd. Swoim równym tempem starałęm się podjechać cały podjazd, Dawid uciekł już na przód, ja widzę Mirka i powoli zbliżam się do niego i Łukasza, nie ma się co spieszyć, droga jeszcze przed nami długa. Przejazd przez żółty szlak rowerowy to iście idealna zabawa dla kolarzy MTB, którzy lubią się ubrudzić, zamoczyć koła w błocie i poćwiczyć jazdę w delikatnym terenie. Obecne są tam zarówno szybsze odcinki jak również wolniejsze fragmenty, każdy znajdzie tam coś dla siebie, wąwozy, podjazdy ścieżkami usłanymi kamieniami i korzeniami coś pięknego. Na drodze młaki, kałuże i makły oraz inne niezidentyfikowane twory natury. Przebijamy się przez drogę i ruszamy dalej szlakiem, teren nadal urozmaicony, dostępne wszystko co tylko chcemy. Miałem nie pisać o lamieniu zjazdów przez Mirka więc o tym nie wspominam, wspomnę tylko że odgłos jego klockow hamulcowych spłoszył zwierzęta z obrębu 2 kilometrów. Powoli daje się zaobserwować że teren daje w kość Łukaszowi, widać zmęczenie w jego jeździe, w sumie też świeży nie jestem, damy radę! przecież nie jesteśmy mięczakami. Dajemy dalej, teren trochę łagodnieje gdy dojeżdżamy do leśnej drogi, później nawet pojawia się asfalt i takim to sposobem dostajemy się na drogę która prowadzi na Ostry Kamień. Zaraz zjeżdżamy za szlaban na krótki łącznik terenowy, niektórzy wolą jechać od razu asfaltem i wbijać na Ostry Kamień natomiast Mirek czuje sentyment do tego odcinka. Tak więc doczekaliśmy się podjeżdżamy już na Ostry Kamień, ścieżka początkowo wije się w górę po czym mamy przyjemne szybkie sekwencje zjazdowe, połączone z krótkimi podjazdami, na Miłość Mirek nie strasz już tych zwierząt !!! Bardzo przyjemnie mi się dziś zjeżdżało po korzeniach i kamieniach, czerpałem z tego ogromną frajdę. Trochę zostałem aby dojechać z Łukaszem na Brzankę dotarliśmy trochę później niż Mirek z Dawidem. Na Brzance zawołaliśmy Panią z bufetu zdjęcia, posiłki i odpoczynek zajął nam jak chłopaki mówili prawie pół godziny. Po tej przerwie plan był jasny jedziemy na zjazd koło Klasztoru, pędzimy niczym struś pędziwiatr w dół i ostre hamowanie na drodze koza. Udało się bezpiecznie dojechać do asfaltu więc cel kolejny to szczyt Nosalowa. Widziałem że Mirek i Łukasz ze strachem patrzyli na szczyt przed nami, ja myślę no to się powoli tam wytoczymy :D, ja cisnął nie będę nie chce mi się już. Ale ostatecznie jechałem tak sobie z resztą, najpierw asfaltem później łąką i wjechaliśmy do lasu, podjazd ciągnął się w nieskończoność, naglę ujrzałem słupek pamiętałem go z ostatniej wyprawy to juz koniec podjazdu. Teraz pora na zjazd a raczej płaski odcinek z momentami na dół. Dotarliśmy do krzyżówki ostro w lewo i jedziemy na dół, Mirek woła wolniej bo Łukasza nie widać, ja zwalniam patrze a Łukasz zaraz za nim jest, nie wiem co znowu kombinował, ale szybko ich zostawiłem z tyłu. A Dawida juz prawie nie widać z przodu, jadziemy i dojechaliśmy do choinek koło których ostatnio prowadziliśmy, szukam Dawida on już chyba na dole, sprowadzam pierwsze 3-5 metrów BO SIĘ TROCHĘ CYKAM wsiadam na rower i próbuję jechać na dół. Ślizgam się bo ostro jest jednak ale pre do przodu, dojeżdżam do końcowego odcinka widzę Dawida na dole, wspina się bez roweru do góry, ja 4 litery za siodełki i ślizgamy się w dół, manewruję klamkami delikatnie po czym stwierdzam że lepiej je puścić bo za bardzo rzuca i końcowy odcinek już bardziej w stylu jak się uda to dobrze, jest jestem na dole obracam się spojrzenie na górę i wypinam się.



Mirek z Łukaszem nagle pojawiają się w miejscu gdzie ich widać, prowadzą rowery, Dawid ich namawia do zjazdu, Mirek siada na rower tylko do zdjęcia i prawie zalicza glebę ( o czym miałem nie pisać ). Udało się przekonać Łukasza i zwinnie jak się potem okazało bez przedniego hamulca zjechał ten zjazd. U podnuża Łukasz wymienił klocki i ruszyliśmy przez futrkę w ogrodzeniu na asfalt, tam dojechaliśmy do DK977 i odbiliśmy na podjazd na Meszną Opacką, tam kolejny PIT Stop i rozmowa z tubylcami. Ruszamy dalej zjazd do Buchcic i wspinaczka szutrem do Łowczowa, tam już zmordowani jedziemy jedziemy wzdłuż Białej do Pleśnej, przejeżdżamy do Świebodzina po drodze spotykamy Rafała z Oshee Bike Brothers Team.
Dalej już przez Pole Kukurydzy docieramy do Tarnowca, tam ja się odłączam i wspinam się na Marcinkę a reszta ekipy rusza na Tarnów.
Dzięki za wspólną jazdę, program obliczył mi według danych z mapy łączną wysokośc podjazdów ponad 2000 metrów, więc lekko nie było.
Dla takich wyjazdów opłaca się ruszać z domu.
Do następnego POZDROWER



  • DST 93.80km
  • Teren 35.00km
  • Czas 05:47
  • VAVG 16.22km/h
  • VMAX 69.30km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 6307kcal
  • Podjazdy 2178m
  • Sprzęt Specialized Hardrock
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa miesc
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl