Niedziela, 17 sierpnia 2014
Szosowa przebieżka
Po kilku dniach przerwy, spowodowanej maratonem % znów zasiadłem na mojego rumaka aby pokręcić się po okolicy
https://www.endomondo.com/workouts/392499081/4121522
https://www.endomondo.com/workouts/392499081/4121522
- DST 70.51km
- Czas 02:33
- VAVG 27.65km/h
- VMAX 68.40km/h
- Temperatura 26.0°C
- Kalorie 3838kcal
- Podjazdy 806m
- Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 14 sierpnia 2014
Na serwis
Podczas ostatniego przeglądu przed Wojniczem zauważyliśmy z Dawidem rysy na gwincie w ramie (gwint suportu w ramie). Tak schodziło, schodziło, na Specu jeździłem sporadycznie, aby go nie nadwyrężać i dziś skorzystałem z okazji że Dawid jest w domu to mógł mnie odebrać spod sklepu Bieniasz Bike.
https://www.endomondo.com/workouts/390788976/4121522
https://www.endomondo.com/workouts/390788976/4121522
- DST 8.62km
- Czas 00:27
- VAVG 19.16km/h
- VMAX 51.30km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 423kcal
- Podjazdy 124m
- Sprzęt Specialized Hardrock
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 sierpnia 2014
Jazda z Olkiem
Dziś od rana padało, więc siedziałem w domu i czekałem aby zabrać się za serwis rowerów. Wieczorem umawiałem się z Olkiem na trening z Andrzejem i innymi szosowcami. Ci jednak nas wystawili do wiatru i we 2 ruszyliśmy w trasę. Najpierw zjechałem do Tarnowca, po chwili przyjechał Olek i ruszyliśmy na most, w miedzy czasie chciałem zrobić KOMa ale niestety plany pokrzyżował mi samochód. Następnie na Dąbrówkę Szczepanowską i podjazd chyba niebieskim szlakiem na Lubinkę. Stamtąd zjechaliśmy pod dom weselny w Janowicach i zaliczyliśmy podjazd pod krzyżówkę, następnie skierowaliśmy się zjazdem na Pleśną skąd czekała nas wspinaczka na Słoną Górę, zjazd do Łekawicy i obok kiosku podjazd pod kościół w Zawadzie. Tam dłuższa rozmowa i powrót do domu gdzie niespodziewanie koło 22 zadzwonił kurier że ma dla mnie przesyłkę.
https://www.endomondo.com/workouts/390599989/41215...
https://www.endomondo.com/workouts/390599989/41215...
- DST 53.24km
- Czas 02:09
- VAVG 24.76km/h
- VMAX 64.80km/h
- Temperatura 23.0°C
- Kalorie 2833kcal
- Podjazdy 887m
- Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 12 sierpnia 2014
Wtorek MTB
12.08.2014
Nie wiem który to już w tym roku Wtorek MTB, Kolos wrócił z zaplanowanych wakacji, więc mogłem mu przekazać pałeczkę, mam nadzieję że podczas jego nieobecności godnie go zastępowałem, a jak nie to wymyśli kiedyś na mnie jakąś kolejną szyderę. Wtorek zapowiadał się niezwykle ciekawie, pogoda miała być sprzyjająca jeździe i tak też było ciepło i przyjemnie, jedynie przez chwilę postraszyło deszczem ale tylko z tego powodu by później zagrzało nas piękne słoneczko. Swoją obecność zapowiedziało 2 nowe osoby, które jeszcze nie brały udziału we Wtorkach MTB, Mirkowi aż ślinka ciekła żeby przygotować na tą okazję coś specjalnego.
Peleton w drodze do Ryglic
SKŁAD
Kasia, Krysia, Albert, Mirek, Staszek, Krzysiek
Jak już wskazuje tradycja, wszędzie na około. Wyjechałem koło 9:30 pojechałem na Krakowską do bankomatu, następnie odwiedziłem Marcina w zakładzie FotoCzajka, po krótkiej rozmowie udałem się na miejsce spotkania, w drodze zadzwonił Dawid iż Kasia z Albertem spóźnią się 10 minut więc szybko skorzystałem z okazji i skoczyłem do sklepu po zapas batonów. Wyjeżdżając ze sklepu zaobserwowałem rowery na przejeździe kolejowym więc zaczekałem i wspólnie dotarliśmy na miejsce spotkania pod sklep Antoniego. Gdzie czekał już Mirek z Krysią, w trasie dołączył do nas jeszcze Staszek, ale o tym później.
W liczbach
Wyjazd 9:30 DOM
Dystans 100,37km
Czas trwania 5h:41m:53s
Śr. prędkość 17.6 km/h
Przewyższeń ok 1500
Powrót 17:00
Ślad trasy na endomondo w linku poniżej
https://www.endomondo.com/workouts/389745354/41215...
Czas nagli pasuje ruszać w trasę, najpierw ul. Tuchowską do podjazdu szutrowego koło gazowni. Wjeżdżając na szuter rozpoczęliśmy podjazd pod Świętą Górę (zwaną Marcinką). Podjazd każdy pokonywał w swoim tempie, na szczycie zameldowałem się wspólnie z Kasią, tuż za nami dojechała reszta peletonu. Podczas wyjazdu, rozmyślaliśmy z Mirkiem co dziś wykombinować, bo w lasach może być wilgotno, wstępne decyzje zapadły, jedziemy na Łękawkę asfaltami i później szutrem koło pętli autobusowej w Łękawicy. Tym sposobem dostaliśmy się na krzyżówkę w Trzemesnej, już na tym odcinku zauważyliśmy że nie będzie łatwo na drodze mimo szutru były spore ilości błota.
Mirek na zjeździe
Zjazd z krzyżówki nie obył się bez przygód, Kasia z Albertem jadąc z przodu nie skręcili na ścieżkę, tylko pojechali asfaltem wprost na Zalasową, musiałem ich ostro gonić gdyż nie słuchali naszych wołać. Kiedy już udało mi się sprowadzić ich na właściwe ścieżki, krótki przeskok przez powalone drzewo, zjazd przez las i już jesteśmy w komplecie. Zjazd asfaltem na singielek Kolosa, jak widać nowi członkowie Wtorków MTB go nie znało. Zjazd przejechany płynnie i bez przygód, może nie licząc poparzenia przez pokrzywy. Udaliśmy się następnie na podjazd szutrowy do Lasu Tuchowskiego, w trakcie wspinaczki Mirek odebrał telefon od Staszka który uporczywie stara się nas dogonić, zrobiliśmy więc pętelkę w terenie i akurat podczas rozpoczynania drugiej na horyzoncie pojawił się Stanisław, takim sposobem mieliśmy w ekipie drugiego Sokoła. Teraz to już czekał nas delikatny zjazd drogą leśną do Uniszowej, gdzie musieliśmy się przeprawić przez delikatne błoto, na którym coś się podziało z moim napędem, przeczyściłem posprawdzałem powinno być ok, ale coś mi nie gra. Przymuszony postój, niektórzy piją, inni jedzą, ogólnie Pit Stop z rozmowami, kiedy nagle doszło do sytuacji bulwersującej, która nie powinna się wydarzyć na Wtorku MTB. Jest nam wstyd za Kolosa7, który będąc w stanie podwyższonej adrenaliny, bez wahania wyrzucił chusteczkę higieniczną prosto w pobliską łąkę, na szczęście na posterunku była Krysia i upomniała Mirka za jego haniebny czyn. Niestety prośby całego peletony nie przyniosły oczekiwanych efektów, Mirek jedynie czego się bał to aby ta sytuacja nie dotarła do Izy. Stąd się zwracam do Izy wpłyń na Mirka bo się okazuje że tylko ty jesteś w stanie mu wybić takie pomysły z głowy.
Staszek prowadzi peleton na zjeździe
Od Uniszowej czekał nas bardzo nudny przejazd asfaltami, wolę szosą jechać w kierunku na Zakopane :) W Ryglicach zaliczyliśmy postój w sklepie i ruszyliśmy na wschodnie fałdki czyli Kowalowa - Jodłowa. Bardzo miła niespodzianka po jednym z podjazdów, skręcając w boczną drogę Kolos oparł się o Papierówkę, z domu wyszła Pani która zaproponowała abyśmy się poczęstowali jabłkami, darmowy postój i posiłek dlaczego by nie :)
Papierowy postój
Po drodze jeszcze udało się minąć szereg koni jadących w przeciwnym kierunku, specjalistą nie jestem więc jak to się nazywa to nie wiem, może galopowali, ale to chyba trzeba by było szybciej. Jechali w przeciwnym kierunku, tak najkrócej potrafię. Nadal asfalt asfalt, aż dziwne nudzą mnie płaskie asfalty, oczekiwałem już podjazdu, na którym zawsze zamulam, ale cóż z tego chociaż jakiś w końcu wysiłek. Jest, Jodłowa skręt do góry na Wisową, no to czeka nas wspinaczka, z przodu od początku Kasia narzuciła wysokie tempo, przez co strasznie szarpał nam się peleton, chwilowo jechałem na czubie z Kasia i Staszkiem, później zawróciłem zobaczyć co słychać u Krysi i Mirka którzy jechali dobre kilka metrów z tyłu, dalej z tyłu wspinał się Albert dla którego to był już kolejny podjazd, który ostro dał mu w kość, w końcu musiał cały dzień za nami gonić :) Po kilku minutach, pozostawiłem Krysię i Mirka pędząc pod górę za uciekinierami udało się ich złapać dosłownie kilka metrów przed skrzyżowaniem na szczycie :D Postój oczekujemy na ostatnich, kilka zdjęć, drobny posiłek i jedziemy dalej.

Miejscowość Wisowa, uważałem że jest w połowie drogi między Liwoczem a Brzanką, a więc jedziemy na Brzankę :) niektórzy by rzekli " W KOŃCU !!! " początkowo zjazd asfaltowy, później lekko pod górkę i wjazd w teren. Kilka metrów i znowu zgrzyt, coś pomajstrowałem i dało się jechać. Mijamy gościa grzebiącego przy Quadzie który później nas wyprzedził. Trasa mija przyjemnie i delikatnie, rzuca nami na boki, ostatnie opady deszczu zrobiły swoje i jest wiele kamieni, wymytych koryt itp. Kto był kiedykolwiek w terenie ten wie co się tam święci. Peleton zaczynał nam się coraz bardziej wyciągać na króciutkich dystansach. Po kilku kilometrach kolejny przymuszony postój na drodze pojawiają się kolejne przeszkody BORÓWKI :D
Intensywny trening pleców
Gdy każdy już uzupełnił zapasy mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Przed nami kolejne błota, kamienie, kałuże oraz młaki. Nie potrafię dokładnie opisywać co się działo w lesie i w którym momencie, wiem że na jednym z podjazdów zauważyłem że Mirkowi ucieka powietrze z tylnego koła i pluje na wszystkie strony mleczkiem. Powiedział że musi to rozjeździć, przy czym później pod Bacówką wyraził zdziwienie że ma mało powietrza i sądził że sobie żartowałem. Po dojeździe do drogi główniej Ryglice - Żurowa doszło do kuriozalnej sytuacji zgubiliśmy Alberta, został na dwój hopkach i nie widział nas więc pojechał żółtym szlakiem, my czekając na niego przy wjeździe na Ostry Kamień, zastanawialiśmy się dlaczego go tak długo nie ma, na całe nieszczęście, gdy do niego dzwoniłem padł mu telefon, powiedział mi że jest na żółtym szlaku więc ok tylko dlaczego go tak długo nie ma. Zjadłem batona i ruszyłem wstecz, terenem a Krysia ze Staszkiem Asfaltem. Przejechałem cały fragment do asfaltu i go nie ma. Dojeżdżając do krzyżówki widzę rowerzystkę wspinającą się w moim kierunku, po rozmowie okazało się że Artur motywuje Alberta do wyjazdu na szczyt. Peleton zaczął podjazd na Brzankę od Ostrego Kamienia a ja nadal pozostałem porozmawiać z szosowcami. Jednak my tu gadu gadu a oni się wspinają beze mnie, pędzę za nimi, po kilku minutach dogoniłem ich w połowie drogi, towarzyszyłem Albertowi do Bacówki a pozostali pojechali tam w swoim tempie z przodu.
Zbiorowe zdjęcie pod bacówką
Po dotarciu na Bacówkę uzupełnienie bidonów, baton, piwo co kto woli i narada. Mirkowi uciekło powietrze, :D Sokole oko widziało i powiedziało, chce jak najszybciej dostać się do ciepłego domciu. Z Albertem i Staszkiem się żegnamy i mkniemy na Burzyn, na zjeździe fajnie warunki można było puścić wodze fantazji i na luzie zjeżdżać puki kamienie pod kołem. Jedynymi przeszkodami były piaszczyste młaki na przejazdach. Gdy przejeżdżaliśmy przez Burzyn dogonił nas Staszek, wspólnie przemknęliśmy przez Tuchów drogą główną na Tarnów, jednak za Karwodrzą skręciliśmy w lewo w kierunku na Piotrkowice-Buchcice, zjechaliśmy pod stacje PKP i wzdłuż torów i rzeki przemierzaliśmy dolinkę żwawym tempem w pociągu zaprzęgowym. Następnie zmieniliśmy brzeg rzeki i tak do Kłokowiej, gdzie pożegnaliśmy Krysię i ruszyliśmy przez Świebodzin do Tarnowca przez trawiaste dukty. W tym miejscu co niektórzy, palcem wskazywał nie będę zaliczyli wizytę w polu kukurydzy. Z ekipą dojechałem do obwodnicy gdzie to skręciłem na moją ukochaną górkę, kolejny podjazd pod Marcinkę i już jestem w domu. Umyłem się i zabrałem się za pisanie relacji.
Wtorek MTB udany i zaliczony, Bacówka na 66 kilometrze jeśli dobrze zanotowałem, terenu było sporo, choć mogło być więcej. Tempo nie powalało, ale nie było tragedii najważniejsza jest dobra zabawa i wspólny wyjazd w teren.
POZDROWER DO NASTĘPNEGO
Nie wiem który to już w tym roku Wtorek MTB, Kolos wrócił z zaplanowanych wakacji, więc mogłem mu przekazać pałeczkę, mam nadzieję że podczas jego nieobecności godnie go zastępowałem, a jak nie to wymyśli kiedyś na mnie jakąś kolejną szyderę. Wtorek zapowiadał się niezwykle ciekawie, pogoda miała być sprzyjająca jeździe i tak też było ciepło i przyjemnie, jedynie przez chwilę postraszyło deszczem ale tylko z tego powodu by później zagrzało nas piękne słoneczko. Swoją obecność zapowiedziało 2 nowe osoby, które jeszcze nie brały udziału we Wtorkach MTB, Mirkowi aż ślinka ciekła żeby przygotować na tą okazję coś specjalnego.

SKŁAD
Kasia, Krysia, Albert, Mirek, Staszek, Krzysiek
Jak już wskazuje tradycja, wszędzie na około. Wyjechałem koło 9:30 pojechałem na Krakowską do bankomatu, następnie odwiedziłem Marcina w zakładzie FotoCzajka, po krótkiej rozmowie udałem się na miejsce spotkania, w drodze zadzwonił Dawid iż Kasia z Albertem spóźnią się 10 minut więc szybko skorzystałem z okazji i skoczyłem do sklepu po zapas batonów. Wyjeżdżając ze sklepu zaobserwowałem rowery na przejeździe kolejowym więc zaczekałem i wspólnie dotarliśmy na miejsce spotkania pod sklep Antoniego. Gdzie czekał już Mirek z Krysią, w trasie dołączył do nas jeszcze Staszek, ale o tym później.
W liczbach
Wyjazd 9:30 DOM
Dystans 100,37km
Czas trwania 5h:41m:53s
Śr. prędkość 17.6 km/h
Przewyższeń ok 1500
Powrót 17:00
Ślad trasy na endomondo w linku poniżej
https://www.endomondo.com/workouts/389745354/41215...
Czas nagli pasuje ruszać w trasę, najpierw ul. Tuchowską do podjazdu szutrowego koło gazowni. Wjeżdżając na szuter rozpoczęliśmy podjazd pod Świętą Górę (zwaną Marcinką). Podjazd każdy pokonywał w swoim tempie, na szczycie zameldowałem się wspólnie z Kasią, tuż za nami dojechała reszta peletonu. Podczas wyjazdu, rozmyślaliśmy z Mirkiem co dziś wykombinować, bo w lasach może być wilgotno, wstępne decyzje zapadły, jedziemy na Łękawkę asfaltami i później szutrem koło pętli autobusowej w Łękawicy. Tym sposobem dostaliśmy się na krzyżówkę w Trzemesnej, już na tym odcinku zauważyliśmy że nie będzie łatwo na drodze mimo szutru były spore ilości błota.

Zjazd z krzyżówki nie obył się bez przygód, Kasia z Albertem jadąc z przodu nie skręcili na ścieżkę, tylko pojechali asfaltem wprost na Zalasową, musiałem ich ostro gonić gdyż nie słuchali naszych wołać. Kiedy już udało mi się sprowadzić ich na właściwe ścieżki, krótki przeskok przez powalone drzewo, zjazd przez las i już jesteśmy w komplecie. Zjazd asfaltem na singielek Kolosa, jak widać nowi członkowie Wtorków MTB go nie znało. Zjazd przejechany płynnie i bez przygód, może nie licząc poparzenia przez pokrzywy. Udaliśmy się następnie na podjazd szutrowy do Lasu Tuchowskiego, w trakcie wspinaczki Mirek odebrał telefon od Staszka który uporczywie stara się nas dogonić, zrobiliśmy więc pętelkę w terenie i akurat podczas rozpoczynania drugiej na horyzoncie pojawił się Stanisław, takim sposobem mieliśmy w ekipie drugiego Sokoła. Teraz to już czekał nas delikatny zjazd drogą leśną do Uniszowej, gdzie musieliśmy się przeprawić przez delikatne błoto, na którym coś się podziało z moim napędem, przeczyściłem posprawdzałem powinno być ok, ale coś mi nie gra. Przymuszony postój, niektórzy piją, inni jedzą, ogólnie Pit Stop z rozmowami, kiedy nagle doszło do sytuacji bulwersującej, która nie powinna się wydarzyć na Wtorku MTB. Jest nam wstyd za Kolosa7, który będąc w stanie podwyższonej adrenaliny, bez wahania wyrzucił chusteczkę higieniczną prosto w pobliską łąkę, na szczęście na posterunku była Krysia i upomniała Mirka za jego haniebny czyn. Niestety prośby całego peletony nie przyniosły oczekiwanych efektów, Mirek jedynie czego się bał to aby ta sytuacja nie dotarła do Izy. Stąd się zwracam do Izy wpłyń na Mirka bo się okazuje że tylko ty jesteś w stanie mu wybić takie pomysły z głowy.

Od Uniszowej czekał nas bardzo nudny przejazd asfaltami, wolę szosą jechać w kierunku na Zakopane :) W Ryglicach zaliczyliśmy postój w sklepie i ruszyliśmy na wschodnie fałdki czyli Kowalowa - Jodłowa. Bardzo miła niespodzianka po jednym z podjazdów, skręcając w boczną drogę Kolos oparł się o Papierówkę, z domu wyszła Pani która zaproponowała abyśmy się poczęstowali jabłkami, darmowy postój i posiłek dlaczego by nie :)

Po drodze jeszcze udało się minąć szereg koni jadących w przeciwnym kierunku, specjalistą nie jestem więc jak to się nazywa to nie wiem, może galopowali, ale to chyba trzeba by było szybciej. Jechali w przeciwnym kierunku, tak najkrócej potrafię. Nadal asfalt asfalt, aż dziwne nudzą mnie płaskie asfalty, oczekiwałem już podjazdu, na którym zawsze zamulam, ale cóż z tego chociaż jakiś w końcu wysiłek. Jest, Jodłowa skręt do góry na Wisową, no to czeka nas wspinaczka, z przodu od początku Kasia narzuciła wysokie tempo, przez co strasznie szarpał nam się peleton, chwilowo jechałem na czubie z Kasia i Staszkiem, później zawróciłem zobaczyć co słychać u Krysi i Mirka którzy jechali dobre kilka metrów z tyłu, dalej z tyłu wspinał się Albert dla którego to był już kolejny podjazd, który ostro dał mu w kość, w końcu musiał cały dzień za nami gonić :) Po kilku minutach, pozostawiłem Krysię i Mirka pędząc pod górę za uciekinierami udało się ich złapać dosłownie kilka metrów przed skrzyżowaniem na szczycie :D Postój oczekujemy na ostatnich, kilka zdjęć, drobny posiłek i jedziemy dalej.

Miejscowość Wisowa, uważałem że jest w połowie drogi między Liwoczem a Brzanką, a więc jedziemy na Brzankę :) niektórzy by rzekli " W KOŃCU !!! " początkowo zjazd asfaltowy, później lekko pod górkę i wjazd w teren. Kilka metrów i znowu zgrzyt, coś pomajstrowałem i dało się jechać. Mijamy gościa grzebiącego przy Quadzie który później nas wyprzedził. Trasa mija przyjemnie i delikatnie, rzuca nami na boki, ostatnie opady deszczu zrobiły swoje i jest wiele kamieni, wymytych koryt itp. Kto był kiedykolwiek w terenie ten wie co się tam święci. Peleton zaczynał nam się coraz bardziej wyciągać na króciutkich dystansach. Po kilku kilometrach kolejny przymuszony postój na drodze pojawiają się kolejne przeszkody BORÓWKI :D

Gdy każdy już uzupełnił zapasy mogliśmy ruszyć w dalszą drogę. Przed nami kolejne błota, kamienie, kałuże oraz młaki. Nie potrafię dokładnie opisywać co się działo w lesie i w którym momencie, wiem że na jednym z podjazdów zauważyłem że Mirkowi ucieka powietrze z tylnego koła i pluje na wszystkie strony mleczkiem. Powiedział że musi to rozjeździć, przy czym później pod Bacówką wyraził zdziwienie że ma mało powietrza i sądził że sobie żartowałem. Po dojeździe do drogi główniej Ryglice - Żurowa doszło do kuriozalnej sytuacji zgubiliśmy Alberta, został na dwój hopkach i nie widział nas więc pojechał żółtym szlakiem, my czekając na niego przy wjeździe na Ostry Kamień, zastanawialiśmy się dlaczego go tak długo nie ma, na całe nieszczęście, gdy do niego dzwoniłem padł mu telefon, powiedział mi że jest na żółtym szlaku więc ok tylko dlaczego go tak długo nie ma. Zjadłem batona i ruszyłem wstecz, terenem a Krysia ze Staszkiem Asfaltem. Przejechałem cały fragment do asfaltu i go nie ma. Dojeżdżając do krzyżówki widzę rowerzystkę wspinającą się w moim kierunku, po rozmowie okazało się że Artur motywuje Alberta do wyjazdu na szczyt. Peleton zaczął podjazd na Brzankę od Ostrego Kamienia a ja nadal pozostałem porozmawiać z szosowcami. Jednak my tu gadu gadu a oni się wspinają beze mnie, pędzę za nimi, po kilku minutach dogoniłem ich w połowie drogi, towarzyszyłem Albertowi do Bacówki a pozostali pojechali tam w swoim tempie z przodu.

Po dotarciu na Bacówkę uzupełnienie bidonów, baton, piwo co kto woli i narada. Mirkowi uciekło powietrze, :D Sokole oko widziało i powiedziało, chce jak najszybciej dostać się do ciepłego domciu. Z Albertem i Staszkiem się żegnamy i mkniemy na Burzyn, na zjeździe fajnie warunki można było puścić wodze fantazji i na luzie zjeżdżać puki kamienie pod kołem. Jedynymi przeszkodami były piaszczyste młaki na przejazdach. Gdy przejeżdżaliśmy przez Burzyn dogonił nas Staszek, wspólnie przemknęliśmy przez Tuchów drogą główną na Tarnów, jednak za Karwodrzą skręciliśmy w lewo w kierunku na Piotrkowice-Buchcice, zjechaliśmy pod stacje PKP i wzdłuż torów i rzeki przemierzaliśmy dolinkę żwawym tempem w pociągu zaprzęgowym. Następnie zmieniliśmy brzeg rzeki i tak do Kłokowiej, gdzie pożegnaliśmy Krysię i ruszyliśmy przez Świebodzin do Tarnowca przez trawiaste dukty. W tym miejscu co niektórzy, palcem wskazywał nie będę zaliczyli wizytę w polu kukurydzy. Z ekipą dojechałem do obwodnicy gdzie to skręciłem na moją ukochaną górkę, kolejny podjazd pod Marcinkę i już jestem w domu. Umyłem się i zabrałem się za pisanie relacji.
Wtorek MTB udany i zaliczony, Bacówka na 66 kilometrze jeśli dobrze zanotowałem, terenu było sporo, choć mogło być więcej. Tempo nie powalało, ale nie było tragedii najważniejsza jest dobra zabawa i wspólny wyjazd w teren.
POZDROWER DO NASTĘPNEGO
- DST 100.37km
- Teren 35.00km
- Czas 05:41
- VAVG 17.66km/h
- VMAX 61.20km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 6198kcal
- Podjazdy 1505m
- Sprzęt Specialized Hardrock
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 sierpnia 2014
W pogoni przed burzą
Popędziliśmy z Dawidem do sklepu BikeBrothers na ulicy Krakowskiej na krótkie zakupy przed burzą. Chwilę się zagadaliśmy i prędko musieliśmy pędzić do domu aby nie zmoknąć za bardzo. Zadanie się udało na Obwodnicy jeszcze migneliśmy koło Antoniego.
https://www.endomondo.com/workouts/389251123/4121522
https://www.endomondo.com/workouts/389251123/4121522
- DST 16.46km
- Czas 00:31
- VAVG 31.86km/h
- VMAX 54.90km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 948kcal
- Podjazdy 140m
- Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 sierpnia 2014
Niedziela koło Pilzna

https://www.endomondo.com/workouts/388491593/41215...
Po ostatnich przygodach w deszczu dziś pogoda nas rozpieszczała gorącymi promieniami słońca. Nie wiedziałem czy zdołam dotrwać do końca jazdy, ale zdecydowałem się sprostać wyzwaniu. Dziś spotkanie pod Fontanną koło kościoła Misjonarzy na ulicy Krakowskiej. Na miejscu zbiórki Piotrek, Marcin, Staszek, Olek oraz Ja. Wspólnie ruszyliśmy asfaltami po jak najmniejszej linii oporu do Pilzna.

Tym razem nie było upadków oraz defektów sprzętu, przynajmniej w początkowej fazie wycieczki. Gdy wjechaliśmy w teren za Pilznem czekały na nas wilgotne piaszczyste podjazdy, miejscami przesychające, z korzeniami i kamieniami, było ciężko ale stabilnie. Słoneczko tego dnia mocno podgrzewało atmosferę, ścieżki które dziś pokazał nam Piotrek są bardzo ciekawe i godne polecenia.

Było też kilka technicznych przejazdów przez potoczki, jak również strome zjazdy i krótkie podjazdy które wymagały zmysłu orientacji. Po przejechaniu kilku takich formacji zaczął mi zaciągać się łańcuch, co spowodowało iż fragmentami musiałem pchać rower. Prze co niestety opóźniałem przejazd. Jak się później okazało wszystkim zależy aby przed 15 być już w Tarnowie więc Piotrek zmodyfikował trasę w sposób miarodajny aby względnie odpowiadał wszystkim uczestnikom.

Po płaskim ostro, w terenie z rozwagą, takim delikatnym przejazdem zakończyliśmy po 14 udział w Niedzieli MTB poprowadzonej przez Piotrka. Dzięki za wspólna jazdę było warto wyrwać się z domu na chwilę i pokręcić ze znajomymi. Do następnego
- DST 90.19km
- Teren 10.00km
- Czas 04:15
- VAVG 21.22km/h
- VMAX 60.30km/h
- Temperatura 36.0°C
- Kalorie 4630kcal
- Podjazdy 936m
- Sprzęt Specialized Hardrock
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 sierpnia 2014
Praca
Miastem do samochodu
https://www.endomondo.com/workouts/388085152/41215...
Powrót okrężną drogą
https://www.endomondo.com/workouts/388086006/41215...
Dla zainteresowanych Zakopane już prawie gotowe :d
https://www.endomondo.com/workouts/388085152/41215...
Powrót okrężną drogą
https://www.endomondo.com/workouts/388086006/41215...
Dla zainteresowanych Zakopane już prawie gotowe :d
- DST 28.64km
- Czas 01:02
- VAVG 27.72km/h
- VMAX 63.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Kalorie 1573kcal
- Podjazdy 177m
- Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 8 sierpnia 2014
Rozjazd po Zakopanem
Bolały nogi, nie było czym jechać ale rozkręcić się trzeba było. Jaka ulga gdy wróciłem do domu, nogi nie bolały :D\
https://www.endomondo.com/workouts/387509635/4121522
https://www.endomondo.com/workouts/387509635/4121522
- DST 27.16km
- Czas 00:51
- VAVG 31.95km/h
- VMAX 60.30km/h
- Temperatura 24.0°C
- Kalorie 1583kcal
- Podjazdy 145m
- Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa do Zakopanego 2014
Dotarliśmy do celu 400 km było o włos, ale wszystkie włosy mieliśmy mokre, z przygodami przed 1 po północy dotarliśmy do Tarnowa.
W liczbach
Wyjazd 5:10 FotoCzajka
Dystans 389.83 km
Czas trwania 13h:36m:43s
Śr. prędkość 28.6 km/h
Przewyższeń ok 4000
Powrót 0:50 (w piątek)

Profil Trasy
W liczbach
Wyjazd 5:10 FotoCzajka
Dystans 389.83 km
Czas trwania 13h:36m:43s
Śr. prędkość 28.6 km/h
Przewyższeń ok 4000
Powrót 0:50 (w piątek)

Profil Trasy

Skład :
Wojciech Jędrzejkowski
Aleksander Brich
Dawid Łabno
Krzysztof Łabno
O tym wydarzeniu można było już usłyszeć od około miesiąca, kiedy to powstał pomysł na dłuższą wyprawę szosową. Czym bliżej czwartku atmosfera wokół wycieczki gęstniała. Niepokojące doniesienia pogodowe pogarszały nam humory, ale jak to mówią nadzieja umiera ostatnia. Przygotowania były pełną parą, oszczędzanie sił na kilka dni przed wyjazdem, sprawdzanie stanu technicznego pojazdu i zaopatrzenie się w używki i pożywienie na drogę. Organizatorem przedsięwzięcia był Olek zawodnik Oshee BikeBrothers Team, był pomysłodawcą trasy, głównym meteorologiem w Tarnowie, dopasował on termin odpowiadający większości czyli brak startów w maratonach. Tak się złożyło że dzień wyjazdu pokrył się z VI Etapem Tour de Pologne 2014 startującym 7 sierpnia z Zakopanego. Jednym z celów był udział w starcie peletonu, na który bardzo chcieliśmy zdążyć.

Olek z Dawidem na podjeździe przed Krynicą
Środa dzień poprzedzający wyjazd był bardzo pracowity wśród kolarzy, niektórzy zmieniali ogumienie, inni zakładali błotniki, część myła maszyny a jeszcze inni robili zdjęcia. Planowany start to 5:00 z Tarnowa, dlatego trzeba było wcześniej pójść spać, aby być gotowym na mega wielki wysiłek. Pobudka 3:45, obudziłem Dawida, aby zacząć przygotowania, pakowanie kieszonek, dobieranie ubioru, Dawid mnie przekonał do krótkiego rękawka bez zabezpieczenia na wypadek deszczu. 4:45 zwarci i gotowi ruszamy do Miasta, najpierw do Tarnowca, następnie na północ na ulicy Juliana Tuwima spotykamy Wojtka i wspólnie jedziemy po Olka, zatrzymujemy się pod Świtem, a konkretnie pod zakładem fotograficznym FotoCzajka.

Początek zmagań
Pan kierownik przyjechał z 5 minutowym opóźnieniem według jednego zegarka, krótka rozmowa, sprawy organizacyjne, aby nie powtórzyła się sytuacja spod Rożnowa, gdzie przez brak doświadczenia jazdy w grupie położyłem na asfalcie 2 kolegów (Olka i Bartka). Tak więc w 4 osobowym peletonie ruszyliśmy na Tuchów, przed nami blisko 400 kilometrów więc tempo musi być umiarkowanie spokojne równe, bez szarpania i nadmiernego wysiłku. Obawiałem się tego dystansu bo nikt z nas nie zrobił jeszcze w życiu jednego dnia więcej niż 250 kilometrów, każdy miał pewne obawy, ale w rezultacie wszystko się udało. Podjazd pod Piotrkowice dał mi w kość, pomyślałem sobie "Jak ja to przeżyje skoro już na 10 kilometrze jestem zmęczony :( " Ogólna zasada była jasna, częste zmiany co 15 minut lub około 5 kilometrów. Jedziemy dalej pogoda nas nie rozpieszcza, niebo zachmurzone, gęsta mgła w dolinach utrudnia jazdę, okulary parują zachodzą osadem, ale trzeba jechać. Czym była by wyprawa rowerowa bez defektów, awarii czy też innych przygód utrudniających jazdę. Tak i było tym razem, nieopodal Tuchowa w miejscowości Siedliska Dawid zaobserwował pierwszy defekt, a mianowicie tylne koło Olka zaczęło nienaturalnie wachlować, po zatrzymaniu okazało się że pękła mu szprycha w tylnym kole. Cóż za pech, na samym początku taka awaria aż strach myśleć co będzie dalej. Wymuszona przerwa na wyciagnięcie szprychy naprostowanie koła oraz ogólne dywagacje. Koło względnie proste z drobnym ubytkiem masy, ale da się jechać, w końcu Olek lubi wylajtowane części :) Parę kilometrów dalej, kolejna przygoda, chłopaki z przodu zasygnalizowali chęć zatrzymania, więc zacząłem zwalniać, a jadący za mną Wojtek mając ręce na lemonce nie zdążył zareagować i niestety zaliczył szlifa po asfalcie. Na szczęście lub nieszczęście skończyło się na stłuczeniu tylnej części tułowia, wypadnięciu jabłka z kieszonki oraz przerysowaniu znaku Specjalized pod kierownicą. Po spuszczeniu płynów z organizmu ruszyliśmy dalej.

W oczekiwaniu na otwarcie rogatek
Kolejny przymusowy postój był już bardzo daleko bo aż za Zborowicami, gdzie napotkaliśmy zamknięty szlaban kolejowy. Czas na odpoczynek dla siedzenia, o tak ważne przyrządy należy dbać. W atmosferze nadal unosi się mgła, a my pędzimy w zwartym szeregu według ustaleń, zmieniając się na czele kolumny. Raz słabsze, raz mocniejsze zmiany, najważniejsze aby była rotacja na przedzie. Uważnie i zgodnie z przepisami drogowymi przemierzaliśmy kolejne kilometry w kierunku południowej granicy. Gdy przejechaliśmy Florynkę, wiedziałem co nas zaraz czeka, wspinaczka pod krzyżówkę przed Krynicą, w takiej sytuacji szybka decyzja żel do ust, wcześniej na płaskie dawkowałem batony i wodę, ale na to wyzwanie przygotowałem specjalną broń. Podjazd rozpoczęty, średnia do tej pory względnie dobra ponad 30 km/h wstydu nie przynosi. Na podjeździe wiadomo Olek z Dawidem przodowali i z nudów zaczęli się bawić komórkami nagrywać filmy i robić zdjęcia, gdy ja z Wojtkiem walczyliśmy ze wzniesieniem.
https://www.youtube.com/watch?v=9mtYbW6Lhv8&list=U...
.
W rezultacie nie było aż tak źle, podjazd długi lecz w trakcie podjazdu wydawał się względnie łatwy i nie wymagający. Jeszcze większe było moje zdziwienie gdy nagle się skończył i zobaczyłem po prawej stronie w dolinie drogę do Krynicy z Nowego Sącza. Przed zjazdem co niektórzy musieli co nieco upuścić, szykował się zjazd ale wiadomość dla Mirka i Staszka nie było to powietrze w oponach :) Dawid u siebie zdiagnozował luz w suporcie, który jak się okazało zaczął się odkręcać. Zła prognoza przed kolejnymi kilometrami które na nas czekały.

Redaktor naczelny Ola
W sposób prowizoryczny Dawid zabrał się za dokręcanie, coś pomogło i plan był jasny pasuje poszukać sklepu, serwisu lub czegoś związanego z rowerami. Na zjeździe do Krynicy siadłem na czele, dobry ze mnie przecinak na takich zjazdach. Niestety w Krynicy znaleźliśmy jeden zamknięty sklep, drugi otwierają za godzinę, ale Pani już nam otworzyła, cóż z tego jak osprzęt który posiada odbiega od przyjętych trendów. Było parę minut po godzinie 8 więc tragedii nie ma.
Dawid kręci przy rowerze
Nasz pobyt w Krynicy delikatnie się przedłużył, w niezwykłym zakłopotaniu udaliśmy się do Muszyny w poszukiwaniu kompetentnego serwisu rowerowego. Kilka minut i byliśmy na miejscu, sklepu jak nie było tak nie ma, czym bliżej granicy tym biedniejsze wyposażenie rowerowe. Rozmowy, rozmyślania i posiłki aż naglę zapadła decyzja, Dawid stwierdził że jak już tu dojechał to dalej też się uda i ruszyliśmy w kierunku południowej granicy.
Postój na ul. Kraszewskiego w Krynicy
Zapomniałem już jak wyglądają tereny za południe od Krynicy, uważałem że tam już jest raczej płasko, a tu przede mną odkrywają się niepozorne podjazdy, kierownik Aleksander sprawdza obecność na podjeździe, legitymuje każdego na podstawie posiadanego dowodu osobistego, nr albumu się zgadzają więc możemy przekraczać granicę.
Vitajte na Slovenskom
Początkowo trasa przebiegała nadal bezproblemowo, na ulicach rzesze Rumunów, bo na Słowaków oni mi nie wyglądali :D Ale cóż zrobić to też ludzie tak jak i my. A my jedziemy dalej, tutaj miła niespodzianka asfalty przeważnie szersze i delikatniejsze niż w naszej ojczyźnie. Ale zdarzają się też remonty, natknęliśmy się przynajmniej na 3 postoje spowodowane sygnalizacją świetlną przy robotach drogowych. Strasznie mają długie okresy oczekiwania pomiędzy kolejnymi przejazdami. Od razu rzuciła mi się jedna rzecz w oczy, na Słowacji nie odkryli sygnalizacji świetlnej w miasteczkach. W sumie nie przejeżdżaliśmy przez jakieś milionowe metropolie, ale świateł nie uświadczyliśmy.
No to czekamy na zielone
Czas leci, kilometry przemijają a my nadal nie robiliśmy bufetu :D Każdemu powoli kończą się zapasy, a droga przed nami jeszcze długa, tak więc po dojeździe do Stará Ľubovňa zarządziliśmy postój, trzeba zaznaczyć że był to około 140 kilometr naszej podróży. Przed nami jeszcze 68 kilometrów do celu i około 3 godziny do startu Tour de Pologne 2014 z Zakopanego. Musieliśmy spróbować Słowackiego bufetu żeby porównać który lepszy. Doświadczeni dystansem, głodni jazdy i bogaci w kalorie ruszyliśmy przed siebie. Teren ewidentnie się zmienił, do tej pory było raczej płaskato, delikatne wzniesienia i ogólnie równinnie, teren na którym można było kręcić niezłe prędkości. Jak mnie Olek poinformował, wiatr kręcił niesamowicie, raz na zmianie z wiatrem było blisko 40 żeby za chwilę pod wiatr prędkość spadła do 33, więc nawet na płaskim ciężko o równą jazdę.
Wojciech Jędrzejkowski
Aleksander Brich
Dawid Łabno
Krzysztof Łabno
O tym wydarzeniu można było już usłyszeć od około miesiąca, kiedy to powstał pomysł na dłuższą wyprawę szosową. Czym bliżej czwartku atmosfera wokół wycieczki gęstniała. Niepokojące doniesienia pogodowe pogarszały nam humory, ale jak to mówią nadzieja umiera ostatnia. Przygotowania były pełną parą, oszczędzanie sił na kilka dni przed wyjazdem, sprawdzanie stanu technicznego pojazdu i zaopatrzenie się w używki i pożywienie na drogę. Organizatorem przedsięwzięcia był Olek zawodnik Oshee BikeBrothers Team, był pomysłodawcą trasy, głównym meteorologiem w Tarnowie, dopasował on termin odpowiadający większości czyli brak startów w maratonach. Tak się złożyło że dzień wyjazdu pokrył się z VI Etapem Tour de Pologne 2014 startującym 7 sierpnia z Zakopanego. Jednym z celów był udział w starcie peletonu, na który bardzo chcieliśmy zdążyć.

Olek z Dawidem na podjeździe przed Krynicą
Środa dzień poprzedzający wyjazd był bardzo pracowity wśród kolarzy, niektórzy zmieniali ogumienie, inni zakładali błotniki, część myła maszyny a jeszcze inni robili zdjęcia. Planowany start to 5:00 z Tarnowa, dlatego trzeba było wcześniej pójść spać, aby być gotowym na mega wielki wysiłek. Pobudka 3:45, obudziłem Dawida, aby zacząć przygotowania, pakowanie kieszonek, dobieranie ubioru, Dawid mnie przekonał do krótkiego rękawka bez zabezpieczenia na wypadek deszczu. 4:45 zwarci i gotowi ruszamy do Miasta, najpierw do Tarnowca, następnie na północ na ulicy Juliana Tuwima spotykamy Wojtka i wspólnie jedziemy po Olka, zatrzymujemy się pod Świtem, a konkretnie pod zakładem fotograficznym FotoCzajka.

Początek zmagań
Pan kierownik przyjechał z 5 minutowym opóźnieniem według jednego zegarka, krótka rozmowa, sprawy organizacyjne, aby nie powtórzyła się sytuacja spod Rożnowa, gdzie przez brak doświadczenia jazdy w grupie położyłem na asfalcie 2 kolegów (Olka i Bartka). Tak więc w 4 osobowym peletonie ruszyliśmy na Tuchów, przed nami blisko 400 kilometrów więc tempo musi być umiarkowanie spokojne równe, bez szarpania i nadmiernego wysiłku. Obawiałem się tego dystansu bo nikt z nas nie zrobił jeszcze w życiu jednego dnia więcej niż 250 kilometrów, każdy miał pewne obawy, ale w rezultacie wszystko się udało. Podjazd pod Piotrkowice dał mi w kość, pomyślałem sobie "Jak ja to przeżyje skoro już na 10 kilometrze jestem zmęczony :( " Ogólna zasada była jasna, częste zmiany co 15 minut lub około 5 kilometrów. Jedziemy dalej pogoda nas nie rozpieszcza, niebo zachmurzone, gęsta mgła w dolinach utrudnia jazdę, okulary parują zachodzą osadem, ale trzeba jechać. Czym była by wyprawa rowerowa bez defektów, awarii czy też innych przygód utrudniających jazdę. Tak i było tym razem, nieopodal Tuchowa w miejscowości Siedliska Dawid zaobserwował pierwszy defekt, a mianowicie tylne koło Olka zaczęło nienaturalnie wachlować, po zatrzymaniu okazało się że pękła mu szprycha w tylnym kole. Cóż za pech, na samym początku taka awaria aż strach myśleć co będzie dalej. Wymuszona przerwa na wyciagnięcie szprychy naprostowanie koła oraz ogólne dywagacje. Koło względnie proste z drobnym ubytkiem masy, ale da się jechać, w końcu Olek lubi wylajtowane części :) Parę kilometrów dalej, kolejna przygoda, chłopaki z przodu zasygnalizowali chęć zatrzymania, więc zacząłem zwalniać, a jadący za mną Wojtek mając ręce na lemonce nie zdążył zareagować i niestety zaliczył szlifa po asfalcie. Na szczęście lub nieszczęście skończyło się na stłuczeniu tylnej części tułowia, wypadnięciu jabłka z kieszonki oraz przerysowaniu znaku Specjalized pod kierownicą. Po spuszczeniu płynów z organizmu ruszyliśmy dalej.

W oczekiwaniu na otwarcie rogatek
Kolejny przymusowy postój był już bardzo daleko bo aż za Zborowicami, gdzie napotkaliśmy zamknięty szlaban kolejowy. Czas na odpoczynek dla siedzenia, o tak ważne przyrządy należy dbać. W atmosferze nadal unosi się mgła, a my pędzimy w zwartym szeregu według ustaleń, zmieniając się na czele kolumny. Raz słabsze, raz mocniejsze zmiany, najważniejsze aby była rotacja na przedzie. Uważnie i zgodnie z przepisami drogowymi przemierzaliśmy kolejne kilometry w kierunku południowej granicy. Gdy przejechaliśmy Florynkę, wiedziałem co nas zaraz czeka, wspinaczka pod krzyżówkę przed Krynicą, w takiej sytuacji szybka decyzja żel do ust, wcześniej na płaskie dawkowałem batony i wodę, ale na to wyzwanie przygotowałem specjalną broń. Podjazd rozpoczęty, średnia do tej pory względnie dobra ponad 30 km/h wstydu nie przynosi. Na podjeździe wiadomo Olek z Dawidem przodowali i z nudów zaczęli się bawić komórkami nagrywać filmy i robić zdjęcia, gdy ja z Wojtkiem walczyliśmy ze wzniesieniem.
https://www.youtube.com/watch?v=9mtYbW6Lhv8&list=U...
.
W rezultacie nie było aż tak źle, podjazd długi lecz w trakcie podjazdu wydawał się względnie łatwy i nie wymagający. Jeszcze większe było moje zdziwienie gdy nagle się skończył i zobaczyłem po prawej stronie w dolinie drogę do Krynicy z Nowego Sącza. Przed zjazdem co niektórzy musieli co nieco upuścić, szykował się zjazd ale wiadomość dla Mirka i Staszka nie było to powietrze w oponach :) Dawid u siebie zdiagnozował luz w suporcie, który jak się okazało zaczął się odkręcać. Zła prognoza przed kolejnymi kilometrami które na nas czekały.

Redaktor naczelny Ola
W sposób prowizoryczny Dawid zabrał się za dokręcanie, coś pomogło i plan był jasny pasuje poszukać sklepu, serwisu lub czegoś związanego z rowerami. Na zjeździe do Krynicy siadłem na czele, dobry ze mnie przecinak na takich zjazdach. Niestety w Krynicy znaleźliśmy jeden zamknięty sklep, drugi otwierają za godzinę, ale Pani już nam otworzyła, cóż z tego jak osprzęt który posiada odbiega od przyjętych trendów. Było parę minut po godzinie 8 więc tragedii nie ma.

Nasz pobyt w Krynicy delikatnie się przedłużył, w niezwykłym zakłopotaniu udaliśmy się do Muszyny w poszukiwaniu kompetentnego serwisu rowerowego. Kilka minut i byliśmy na miejscu, sklepu jak nie było tak nie ma, czym bliżej granicy tym biedniejsze wyposażenie rowerowe. Rozmowy, rozmyślania i posiłki aż naglę zapadła decyzja, Dawid stwierdził że jak już tu dojechał to dalej też się uda i ruszyliśmy w kierunku południowej granicy.

Zapomniałem już jak wyglądają tereny za południe od Krynicy, uważałem że tam już jest raczej płasko, a tu przede mną odkrywają się niepozorne podjazdy, kierownik Aleksander sprawdza obecność na podjeździe, legitymuje każdego na podstawie posiadanego dowodu osobistego, nr albumu się zgadzają więc możemy przekraczać granicę.
Vitajte na Slovenskom
Początkowo trasa przebiegała nadal bezproblemowo, na ulicach rzesze Rumunów, bo na Słowaków oni mi nie wyglądali :D Ale cóż zrobić to też ludzie tak jak i my. A my jedziemy dalej, tutaj miła niespodzianka asfalty przeważnie szersze i delikatniejsze niż w naszej ojczyźnie. Ale zdarzają się też remonty, natknęliśmy się przynajmniej na 3 postoje spowodowane sygnalizacją świetlną przy robotach drogowych. Strasznie mają długie okresy oczekiwania pomiędzy kolejnymi przejazdami. Od razu rzuciła mi się jedna rzecz w oczy, na Słowacji nie odkryli sygnalizacji świetlnej w miasteczkach. W sumie nie przejeżdżaliśmy przez jakieś milionowe metropolie, ale świateł nie uświadczyliśmy.

Czas leci, kilometry przemijają a my nadal nie robiliśmy bufetu :D Każdemu powoli kończą się zapasy, a droga przed nami jeszcze długa, tak więc po dojeździe do Stará Ľubovňa zarządziliśmy postój, trzeba zaznaczyć że był to około 140 kilometr naszej podróży. Przed nami jeszcze 68 kilometrów do celu i około 3 godziny do startu Tour de Pologne 2014 z Zakopanego. Musieliśmy spróbować Słowackiego bufetu żeby porównać który lepszy. Doświadczeni dystansem, głodni jazdy i bogaci w kalorie ruszyliśmy przed siebie. Teren ewidentnie się zmienił, do tej pory było raczej płaskato, delikatne wzniesienia i ogólnie równinnie, teren na którym można było kręcić niezłe prędkości. Jak mnie Olek poinformował, wiatr kręcił niesamowicie, raz na zmianie z wiatrem było blisko 40 żeby za chwilę pod wiatr prędkość spadła do 33, więc nawet na płaskim ciężko o równą jazdę.

Od Stará Ľubovňa teren zaczynał się fałdować, jazda zaczęła się interwałowa, zjazd podjazd zjazd podjazd, hopki krótkie i delikatne ale dające w kość. Gdy dojeżdżaliśmy do SPIŠSKÁ BELÁ widać było już ubytki w siłach, szczególnie Wojtka i mnie dopadał kryzys, utrzymanie dalej tak intensywnego tempa to było dla nas za dużo. Delikatnie zatem zwolniliśmy tempa aby się nie zajechać zbyt wcześnie. O dziwo po przekroczeniu granicy do tego momentu pogoda była zachwycająco dobra, miejscami przebijało się słońce, temperatura bardzo przyjemna aż chciało się jechać. Czym bliżej Zakopanego tym ciężej, gęściejsze chmury, momentami nawet zaczynało delikatnie kropić.

Na trasie widać po rejestracjach wielu Polaków podróżuje po Słowacji, dostrzega się nieliczne grona rowerzystów, przemierzających trasy przyległe do naszej. Zaskoczyła nas na trasie obecność kolarza z okolic Gromnika (Golanka), dogoniliśmy go na trasie podróżował w kierunku na Alpy a znany jest pod Nickiem "Krasu". Pod Tarnowem ciężko jest nam na siebie wpaść, ale na Słowacji to żaden problem. Po wjeździe do Parku Narodowego, zaczęły się delikatne Leśne podjazdy, przejazdy przez górskie wioski i krajobrazy które nas otaczały były niestety zaćmione przez mgły.

Na 30 kilometrów przed Zakopanem, dojechaliśmy na plac widokowy i popadliśmy w zakłopotanie, Dawid z Olkiem chcą zdążyć na start TdP ja chętnie bym też się tam zjawił ale wiem że nie mam tyle siły co oni. Wojtek decyduje się na jazdę swoim tempem do Zakopca bo za nami powoli już nie nadąża. No to do Zobaczenia pod Wielką Krokwią. Ruszyliśmy do walki z czasem, 30 kilometrów 1 godzina w górach ? Mission Impossible ? My tego nie zrobimy ? My? Jedziemy, wiem że będzie ciężko dlatego decyduję się na drugiego żela wspomagającego moja wydolność, po chwili podjazdu cóż za ulga długi zjazd, zostałem wezwany na czub aby dać z siebie wszystko na zjeździe, prędkość ponad 70 km/h na kolarzach Pro Touru nie robi wrażenia, ale nam nie codziennie przychodzi z taką prędkością pędzić po drogach w zwartym szyku. To co stało się później przerosło moje najśmielsze oczekiwania, w drodze zakłopotania i pomieszania faktów skręciłem w złą drogę, będąc przekonanym że jadę dobrze, zamiast skręcić na Łysa Polanę odbiłem na Jurgów. Przejście graniczne było, lecz inne niż na Łysej Polanie, dojeżdżamy do remontu drogi na Brzeg, spróbujemy się przebić tamtędy, zdobywamy informację że do Zakopanego 18 kilometrów a czasu coraz mniej. Uwierzcie mi obecny tam podjazd do najłatwiejszych nie należy, Olek zmierzył tam 14 procent, jego długość mnie przynajmniej sprowadziła na ziemię i gdy tylko zobaczyłem zbawienny sklep, nie zawahałem się skorzystać z takiej okazji. Uzupełniłem bidony i ruszyłem się wspinać za Olkiem i Dawidem, wiedziałem że ich już przed Zakopanem nie spotkam. Po dojechaniu na szczyt, czekał mnie drobny zjazd i kolejna hopka która doprowadziła mnie do skrzyżowania, w dół i na górę. Nie zastanawiając się ani chwili skręciłem w dół, mam trochę już dość jazdy pod górę. Dojeżdżam do słynnego ronda w Bukowinie Tatrzańskiej, gdy dzwoni Olek, okazało się że on skręcił do góry i wspina się gdzieś w kierunku Murzasichle lub Łysej Polany i pyta gdzie my jesteśmy. Z Dawidem chwilo kontaktu nie miałem więc ustaliliśmy że spotkamy się w Zakopanym, Olek górami, Wojtek zapewne atakuje Łysa Polanę, Dawid chwilowo niezlokalizowany a ja będę zjeżdżał do Poronina, wiem dalej ale łagodniej. Zdziwiają mnie braki korków na Zakopiance którą pokonuję bezproblemowo, wjeżdżam do miasta i jadę intuicyjnie pod skocznię. Naglę widzę korek dojeżdżam do skrzyżowania, a Policja pakuje się właśnie do radiowozu i odjeżdża, ludzie na chodniku do mnie wołają
"tamtędy peleton pojechał, przed chwilą jeszcze ich Pan może dogonić"
Fajnie tylko ja chcę na skocznię, ale Panie na rowerze ciężko po skoczni jeździć.

Autokar zespołu Giant Shimano
Przyjechali z lewej więc tam muszę się udać, dojeżdżam pod skocznię, nie wiedzę znajomych twarzy, jadę na start też nikogo w oczy rzuciła mi się tylko Paulina Chylewska z TVP 1 :D Dzwonię po Olka, on jest kilometr od skoczni, no to ja też będę zmierzał w tamtym kierunku bo Dawid już podobno na nas czeka. Tak też było Dawid w towarzystwie Olka, Wojtek już tez na miejscu tak więc wszyscy w komplecie. Jedziemy się posilić do Pizzerii którą zaplanował Olek, niestety teraz tam są Steki Burgery i inne cuda. Błądzimy szukamy, na Krupówkach wpadamy na Barka Ogiele z Tuchowa, on dziś kręcił się po Bukowinie i przyległych górkach, zrobiło się swojsko i sympatycznie. Wszystko wszystkim ale powoli zaczyna grzmieć nam w brzuchach, spotykamy jeszcze Kacpra Romanowskiego pod Pizzeria Adamo, kiedy ruszaliśmy do Poronina szukać Pizzerii, udało się złożyliśmy zamówienie i pozostaje czekać na wypełnienie żołądków. No cóż my tu gadu gadu, a 17 zbliża się nieubłagalnie. Wojtek nie czekał aż skończymy jeść, znając swój stan kondycyjny zdecydował się wyruszyć wcześniej na Bukowinę Tatrzańską, abyśmy nie musieli na niego czekać, po kilku minutach i wizycie w sklepie, również zaczęliśmy się wspinać na to wzniesienie. Czym wyżej tym bardziej ciemno, tuż przed rondem jak lunęło tak byliśmy mokrzy, szybko schowaliśmy się pod parasol ogrodowy towarzyszący jednej restauracji, zabezpieczyliśmy nasz dobytek i decyzja szybka jedziemy w dół, bo ta ulewa tutaj dopiero przyszła z górki ja wyprzedzimy. Szalony, ale trafiony pomysł, na tych cienkich oponach zjeżdża się katastrofalnie, na drodze kilka cm wody a ty jedziesz na slikach, auta za tobą, rowery przed tobą, hamulców prawie nie ma, okulary zalane wodą, w pewnym momencie jakby lżej dokładało z góry, aż w końcu dojechaliśmy do suchego asfaltu, bez oglądania się za siebie pędzimy do przodu. Kierujemy się na Nową Białą i Łopuszną aby przedostać się do Knurowa i rozpocząć podjazd na Ochotnicę Górną. Już po zjeździe z Bukowiny wiedzieliśmy co nas tam czeka, ciemne chmury burzowe nie miały końca, rozpościelały się od zachodu do wschodu nad pasmem wzniesień.

Na razie nie pada tylko grzmi, tak więc ruszamy na szczyt, mniej więcej w połowie podjazdu tylko zaszumiało i znowu woda na drodze, nie ma schronienia trzeba jechać, po chwili okulary zaparowane, widzę tylko cienie Olka i Dawida zastrzyk energii odczuwalny, trzeba trzymać ich tempo, strzela piorunami po okolicy a my wspólnie dawaj do góry. Po przejechaniu punktu widokowego na zjeździe trzeba było ściągnąć okulary by cokolwiek widzieć, jakby tego nie było mało na zjeździe zaczął nam towarzyszyć grad. W tej sytuacji zdecydowaliśmy się na postój w napotkanym przestanku autobusowym. Zmoczeni, zmarznięci czekaliśmy tam wydaje mi się ponad godzinę, rozmawiając i rozmyślając jakie słoneczko świeci w Tarnowie, a jakie będzie w Zakopanem w poniedziałek. Wojtek przyjechał chwilę za nami, ubrał się lepiej i ruszył dalej z nadzieją złapania pociągu do Tarnowa, umówiliśmy się że jak dojedzie do miejsca gdzie nie pada to do nas zadzwoni :d I nie zadzwonił do dnia dzisiejszego. Wiadomość z Tarnowa, burza :D uf to jesteśmy w domu :d . Kilka minut po 19 zelżyło więc ruszyliśmy w drogę do Nowego Sącza, jak się potem okazało dorwaliśmy chmurę burzową i ten dystans około 70 kilometrów przejechaliśmy w deszczu. Jazda w deszczu cud, miód, malina, deszczem wali po oczach, po nogach, po rowerze :( Pędzimy tak grubo ponad 30 na godzinę, wpadamy do Nowego Sącza i musimy zwolnić, już zmierzcha i widać sygnały świetlne Straży Pożarnej i Policji, coś się dzieje, gapiów naliczyć się nie da, podjeżdżamy bliżej, wszystko jasne, drobne rzeczki występują z koryt, trwa oczekiwanie na najgorsze. Zmoknięci odwiedzamy Biedronkę a następnie przenosimy się na stację Orlen.

Oshee koło lodówki Oshee
Po wjeździe do Sącza zauważyłem defekt przedniej lampki, od nadmiaru wody zaczęła mieć zwarcie i nie świeciła, próbowałem temu zaradzić, lecz raz działała raz nie. Dlatego też w drodze powrotnej Olek z Dawidem mieli mnie holować w swoim świetle, na stacji Olek ładował Garmina, i razem piliśmy gorące napoje, aby choć odrobinę rozgrzać się przed kolejną tułaczką w deszczu. Po kilku minutach dojechał Wojtek którego mijaliśmy przed Saczem, lecz nie załapał się do pociągu. Będzie kontynuował jazdę przez Łososinę do Wojnicza, a my odbijemy na Grudek-Zakliczyn. Na nasze szczęście tuż przed godziną 22 opady ustały, spakowaliśmy się i ruszyliśmy dalej, wyjazd z Sącza sprawnie i szybko, skręt w Wielogłowach na Grudek i rozpoczynamy wspinaczkę, przecinaki z przodu chcą się ścigać na podjeździe z zaznaczeniem że jak będę chciał światło pod koła to po prostu do nich podjadę :) Co jakiś czas w lewym kolanie zaczyna coś dziać się nie tak, chłopaki przekonują że to taki podjazd jak pod Rychwałd tylko trochę inny. W końcu się udało, lampka odpaliła, ale znowu zgasła. Coś zatrybiło i działa, uff całe szczęście, jadę swoje, krótki postój na szczycie na batony, piękne gwieździste niebo nam towarzyszy, deszcz ustał, aż chce się jechać dalej. Zjeżdżamy przez Paleśnicę do Zakliczyna, Olkowi brakuje wody, a na stacji benzynowej przerwa techniczna, oj 30 minut czekać nie będziemy, za 20 minut wybije północ. Olek zaniepokojony wróci po północy do domu i w dodatku zalany. Żeby tylko przez to żadnych kłopotów nie było :) No i stało się przed Zakliczynem padła mi bateria w telefonie, a więc ślad na Endomondo zostanie dolepiony. Już czuć w nogach dystans i zmęczenie niby się jedzie, ale od tylu godzin się siedzi w siodle, że organizm czego innego nie potrafi robić niż pedałowanie :D Dotoczyliśmy się przez Dąbrówkę Szczepanowską do Tarnowca, gdzie po chwili rozstaliśmy się i Pan kierownik udał się do Tarnowa, a ja z Dawidem rozpoczęliśmy podjazd pod świętą górę. Wycieczka zaliczona do udanych, szkoda że nie udało się zobaczyć startu Tour de Pologne, jak również dobić do 400 kilometrów, prawda jest jednak taka że to czego dokonaliśmy jest czymś wyjątkowym. Nikt z nas nigdy nie pokonał bariery 250 kilometrów, a co dopiero 389 w górach, na uznanie zasługuje fakt wykręcenia bardzo dobrej średniej prędkości jak na amatorów w takim terenie i na takim dystansie. Podejrzewam że warunki w jakich przyszło nam pokonywać kolejne kilometry niejednego twardziela by zmusiły do kapitulacji, ja osobiście miałem chwile słabości i miałem już zdezerterować, jednak szybko mi ten pomysł wybito z głowy.
Na zakończenie chciałbym się pochwalić wystąpienie w Telewizji Polskiej TVP 1, mniej więcej gdy byliśmy w Krynicy na antenie leciał reportaż z dnia wcześniejszego, a mianowicie dotyczący startu Tour de Pologne w Tarnowie gdzie udzielałem wywiadu, oraz obecnej w Polsce Majkomani. Oprócz wystąpienia w TVP wspólnie z Maćkiem Wiszniewskim udzielaliśmy również wywiadu dla Radia Kraków, osoby na rowerach obecne na starcie w Tarnowie wzbudzały spore zainteresowanie nie tylko publiczności. Mój występ od 8 minuty filmu, ale warto obejrzeć również całość.(link poniżej)
Czy w Polsce możliwa jest Majkomania ?

Wojciech
Decydując się na ten wyjazd liczyłem się z faktem, iż będzie to szybka jazda, dlatego założyłem sobie, że pojadę z Wami najpierw do Krynicy potem do Zakopanego itd. zobaczę dokąd dam radę. Kiedy na 180 km miałem średnią ponad 30 to wiedziałem że będzie bolało w momencie kiedy do końca jest jeszcze drugie tyle. Ale o to chodziło, ten wyjazd miał być sprawdzeniem możliwości, bo nigdy wcześniej w taki sposób nie pokonywałem dłuższych dystansów. Niestety chęci jedno a organizm drugie, i już po Bukowinie Tatrzańskiej bolały mnie ścięgna przy prawym kolanie. A po przełęczy Knurowskiej, burzy, i postoju w Nowym Sączu ból okazał się tak duży, że pozostawała tak naprawdę jazda jedną nogą. Tak więc powrót z Sącza był ciekawą, "długą" walką ze sobą :D
Wyjazd oceniam bardzo pozytywnie, fajna ekipa przez co pierwsze 200km zleciało nie wiadomo kiedy :D, udało się pokonać kolejne granice (nie chodzi mi o Słowacką :P), zdobyć nowe doświadczenia (np. nie jeździć z lemondką na kole;)), poznać swoje możliwości.
Raz jeszcze dzięki za towarzystwo na trasie i do zobaczenia gdzieś na drodze :)

Aleksander
Pomysł na wycieczkę do Zakopanego zrodził się już w 2010 roku jednak dopiero za sprawą Leszka, który odgrzał stary kotlet na ForumRowerum plan sprzed lat został zrealizowany. Jak się spodziewałem chętni byli bracia Łabno oraz ku mojemu zaskoczeniu dołączył do nas Wojtek. Sama jazda szła sprawnie (średnia prędkość 28,5km/h z czego pierwsze 200km ze średnią 30km/h), liczyłem na wcześniejszy powrót jednak straciliśmy sporo czasu na awarie oraz oczekiwanie na zmniejszenie się intensywności opadów. Wyjazd uważam za udany, największym plusem jak się okazało w drugiej części trasy był montaż w przeddzień wyjazdu błotników do szosy, żałować można tylko braku widoczności na Tatry po słowackiej części trasy.

Dawid
Wycieczka z racji swojego dystansu była bardziej wyzwaniem niż wycieczką. Mimo niepewnej pogody wyruszyliśmy, ja na góralu z cienkimi oponami- ale to nie przeszkadzało- no może z wyjątkiem zjazdów gdzie brakowało przełożeń- ale tych było niewiele. Sama trasa dla mnie zleciała nadspodziewanie lekko- byłem przygotowany na cierpienie już od 200 km a to mozna powiedzieć nie nastąpiło. Głupia sprawa wyszła z tym wjazdem do Zakopanego ale nie zrozumieliśmy się po prostu. Dobrze że w Zakopanem zobaczyłem chociaż autobus Tinkoff Saxo. Droga powrotna to po prostu nieporozumienie prognoz, ale są tacy co lubią takie warunki. Mój licznik na pewno nie- deszcz zalał go zupełnie, a co ciekawe tylna lampka po tylu km w deszczu bez klosza nawet nie zaszwankowała. Zaszwankował natomiast sam rower- ponad 300km przejechałem bez gwintu w mufie suportu mając spory luz na korbie- straciliśmy przez to masę czasu- aż olaliśmy sprawe. Ogólnie wyjazd bardzo na plus, było trochę niedociągnięć i nie dobiliśmy do 400km ale za to jest motywacja to poprawy za rok bo myślę że też będzie okazja jechać :)
Cała ekipa w komplecie

Dzięki za wspólną jazdę. Swoje zdjęcia wrzucałem w trakcie relacji jak również wplatałem w zdania swoje refleksję. Pragnąłbym podziękować Olkowi za zorganizowanie takiego wyjazdu. Dawidowi za zaopatrywanie mnie w batony i nie tylko. Wojtka chciałbym przeprosić jeszcze raz za przewrotkę. Wszystkim życzyć udanych wypraw rowerowych i podziękować za mile spędzony wspólny czas. Pozdrawiam do zobaczenia na trasie.
POZDROWER
- DST 389.83km
- Czas 13:36
- VAVG 28.66km/h
- VMAX 72.90km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 20000kcal
- Podjazdy 4000m
- Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
- Aktywność Jazda na rowerze
TdP Tarnów 2014
Decyzja była ciężka żeby ruszyć się z domu w taką pogodę. Ale w końcu TdP nie zdarza się co tydzień. Rok temu musiałem siedzieć w pracy, tym razem mogłem pojechać. Przesyłka przekazana przy okazji. Na starcie mimo takiej pogody wiele znajomych twarzy, lecz tylko kilka z nich na dwóch kółkach. Z Maćkiem byliśmy w centrum uwagi i nie mogliśmy się opędzić od reporterów którzy się ustawiali w kolejce. Ciekawe jaki materiał z tego skleją :D Będzie trzeba posłuchać Radia Kraków dziś po 16 oraz TVP oglądać jutro o 8 rano. Powrót przez Marcinkę teraz pora na suszenie :D
https://www.endomondo.com/workouts/386023545/4121522
- DST 20.06km
- Czas 01:05
- VAVG 18.52km/h
- VMAX 50.40km/h
- Temperatura 24.0°C
- Kalorie 985kcal
- Podjazdy 291m
- Sprzęt HARD ROCX ROADRIDE 50
- Aktywność Jazda na rowerze